Recenzja przedpremierowa - dłuuuuga i zawiera spoilery
O czym jest "Król"?
Akcja ma miejsce po III wojnie światowej, która rozproszyła ludzkość po całym wszechświecie. "Król" jest dydaktyczną i sentymentalna bajką SF, w której są wszystkie elementy bajki: dobrzy i źli bohaterowie, piękne kobiety, zagrożenie dla tego, co drogie, trochę ideologii, obcy, którzy są wrodzy, bitwy, emocje, podane jak na tacy, poświęcenie, aż do granicy męczeństwa, cuda, trochę miłości, konserwatyzm, jaki jest we wszystkich bajkach ((są opowiadane po to, żeby się oswoić ze status quo, nie żeby go zmieniać), jest i zwycięstwo.
Jeśli nie wchodzi się głębiej, jeśli czyta się tylko akcję, to można się miejscami irytować, ale raczej nie przysnąć.
Szczegóły?
A proszę: mamy planetę Ker-Ker, która od 19 lat nie ma króla, ponieważ ostatni zginął w zamachu. Planetą rządzi namiestnik, zupełnie jak Gondorem w "Władcy Pierścienia". W pałacu dawnych królów, w którym namiestnik rezyduje, mieszka też zarządca, czterdziestoletni John Rankor, nieślubne dziecko służącej i arystokraty. Zajmuje niewygodną pozycję, bo niby jest służącym, a nie jest, nie jest ani plebejuszem, ani arystokratą i tak dalej. Zarządca Johna nie znosi, ponieważ Rankor był przyjacielem, prawie bratem, zmarłego króla, a na dodatek jest popularny i uwielbia go służba.
Innymi słowy - wiecie, jaki jest bohater. Szlachetny, poniewierany, pełen godności. Rankor ma ukochaną, z którą spotyka się potajemnie. Tajemnica jest potrzebna, ponieważ Eliza jest arystokratką i związek z Johnem naraziłby ją na plotki i ostracyzm.
Pewnego dnia Rankor zostaje wezwany przez jednego ze służących, by porozmawiać z kimś, kto znajduje się na łożu śmierci. Osoba owa zdradza, że dokonała sabotażu i to przez nią zginęła cała rodzina królewska, plus matka Johna Rankora.
To nie koniec sensacji. Nie wszyscy zginęli, ponieważ złoczyńca ocalił życie następcy tronu, który był w owym czasie niemowlęciem. W skutek zbiegu okoliczności i pecha ów następca tronu, nazwany przez rodziców Honoriuszem, został oddany do sierocińca na sąsiedniej planecie. Tam otrzymał nowe imię, Noah, i pod nim także będzie występował w książce.
John Rankor prosi namiestnika o zgodę na poszukiwania zaginionego królewicza. Dostaje ją, acz niechętnie. Namiestnik udziela jej, bo rozumie, że nawet jeśli następca tronu się znajdzie, to będzie młodym, niedoświadczonym i niewyedukowanym człowiekiem, którym ktoś będzie musiał rządzić. Tym kimś będzie, oczywiście, on, namiestnik.
Long story short - następca się znajduje, nie chce jechać na ojczystą planetę, bo ma własne plany, ale jedzie. I przejmuje władzę. I los ciska mu pod nogi kłody, w tym - inwazję dzikich, wrednych i obrzydliwych wrogów.
Honoriusz jest chrześcijaninem, co dziwi wszystkich, którzy są ateistami. Dzien po dniu zdobywa ich dla swojej wiary i wyznawanych przez siebie wartości.
Koniec. I tak zaspoilerowałam, dalej opowiadać nie będę. Przeczytajcie.
Plusy, plusy, plusy!
"Króla" Grażyny Adamczyk przeczytałam szybko
Książka składa się przeważnie z dialogów, co sprawia, że przebiega się przez nią, w zasadzie nawet się specjalnie nie skupiając. Nie jest to wada. Prawie nie zauważyłam, kiedy byłam w połowie i musiałam wrócić, bo przecież powinnam czytać z głową, zrobić notatki, żeby recenzja była rzeczowa, a nie oparta li tylko na wrażeniach.
Samo to, że czytało się szybko, już jest pewnym sygnałem: język nie boli, nie uwiera, nie denerwuje. Jest poprawny, miejscami - zwłaszcza tam, gdzie pojawiają się nieliczne wstawki narratora - trochę niedbały. Ale nie było irytujących i utrudniających czytanie błędów. Owszem, czasami wpadło "ciebie" zamiast "cię", czasem pojawiło się "wydarł się" w znaczeniu "krzyknął/krzyczał", ale to usterki, nie grzechy. Pod względem języka "Król" Grażyny Adamczyk jest więcej niż strawną pozycją.
Co mi się podobało? To, że bohater jest wierzący
Można się śmiać, chociaż wolałabym, żeby jednak nie - bardzo podoba mi się to, że Autorka nie ukrywa, że jest chrześcijanką, katoliczką, że jest z tego dumna, i że jej bohater, Honoriusz, młody król Ker-Ker, także jest z tego dumny. Co więcej, władca czerpie z wiary siłę, nadaje ona sens jego wyborom, pomaga uporać się z problemami codzienności, pomaga mu wspierać innych i wspomagać rozwój jego ludzi. Tak wiele osób teraz wstydzi się bycia wierzącymi, że musze przyznać - zaimponowało mi to.
Cokolwiek by nie mówić o Honoriuszu (o tym niżej) - wierzy, wie, w co wierzy i to jest jego siłą. Konsekwentnie nie szuka wsparcia w nauce, w magii, w literaturze, w filozofii - w niczym prócz swojej wiary. To jedna z tych postaci, które mogą przyciągać potęgą duszy.
Co jeszcze jest fajne?
Białe jest białe, czarne jest czarne i nie ma nic pomiędzy
"Króla" Grażyny Adamczyk można polecić wszystkim od 12 roku życia. Jest w niej tyle niestosowności, co w powieściach o amiszach i tyle dydaktyzmu, co w przygodach Tomka Wilmowskiego i w innych powieściach dla młodzieży pisanych w czasach, kiedy powieści młodzieżowe miały wychowywać.
I znowu - uznaję to za plus książki.
Czytelnik dowie się, że promiskuityzm jest niedobry i pokusy cielesne trzeba zwalczać, że lojalność jest wszystkim, że rodzina jest ważna, że trzeba szanować i troszczyć się o kobiety (wrócę do tego), że przyjaźń jest jedną z najważniejszych wartości, że ojczyzny należy bronić.
Zestaw prostych wartości, kropka.
"Króla" Grażyny Adamczyk można wypożyczać bez obawy. Przejdzie ocenę każdej takie ustawy. I znowu - to dobra rzecz.
"Król" Grażyny Adamczyk to nie jest zatem studium wahań i ambiwalencji, to raczej miejsce, gdzie wiadomo, gdzie są bieguny moralne, gdzie Autorka ustawia dobro, a gdzie jest zło i co z nim trzeba zrobić.
Dobre jest wprowadzenie do książki
Czyli to, co jest tutaj elementem "SF". Autorka wyjaśnia, gdzie jesteśmy, skąd się tam wzięła ludzkość, niczego się nie musimy domyślać. Jest jak na "Gwiezdnych Wojnach", gdy na początku filmu dostajemy dokładną informację, w jakim uniwersum jesteśmy i jakie siły walczą o dominację.
W "Królu" Grażyny Adamczyk - jest tak samo.
Mamy Ker-Ker, mamy Federację, mamy złowrogich i paskudnych Messanów, zamieszkujących Eden. Mamy tunele czasoprzestrzenne, mamy dający się "programować" metal calitin, glidery, statki kosmiczne.
Jasne i porządnie wyjaśnione.
Dokładnie w stylu reszty książki, żeby nie trzeba było się specjalnie zastanawiać.
Jak mówiłam, "Króla" czyta się szybko.
Jeśli ktoś chce na tym kawałku recenzji poprzestać, podaję lakoniczne podsumowanie: Grażyna Adamczyk napisała prostą, acz porządną powieść dydaktyczną, nadającą się do czytania z przyjemnością, doskonałą do podnoszenia (się) na duchu. "Król" nawet jeśli nie zaciekawi, to raczej nie zmęczy.
Co mi się nie podoba w "Królu" Grażyny Adamczyk?
Bardzo celowo używam "co mi się nie podoba", żeby nikomu nie przyszło do głowy, że moja opinia jest jedyną możliwą. Nie jest. Wynika z moich doświadczeń czytelniczych, z moich fascynacji kulturowych, z moich przekonań, z zestawu wartości, jaki sobie przyswoiłam. Z mojego feminizm, którego wstydzić się nie mam zamiaru.
Po tym disclaimerze ruszam z resztą recenzji.
Za mało SF w SF!
Wszystko to, co napisałam wcześniej o wprowadzeniu do świata przedstawionego w powieści można równie dobrze ominąć, bo w zasadzie… to "Król" mógłby się dziać i w XIX wieku w Anglii, i w Palestynie w czasach Chrystusa i wszędzie. Wszędzie i w każdym czasie. Jest to typowa powieść przygodowa (jak jest nią "Więzień na zamku Zenda"). Ahistoryczna, dydaktyczna, sentymentalna.
Plastyczny metal catilin zapowiadał się dobrze, ale w sumie nie wiem, czemu został wymyślony. Może pojawi się (z sensem) w zapowiadanej części drugiej, ale dla mnie to za późno.
Finałowa bitwa mogłaby się odbyć i pod Nowym Targiem, i pod Sopotem, i nie trzeba by do niej używać statków kosmicznych i całe tego sztafażu rodem z SF. Nie, no fajnie to wygląda, tu tunel, tu pole meteorytów, tu flotylla wrogów, tu manewr, jakiego się nie da wykonać bez ingerencji sił nadprzyrodzonych, ale wiecie - too little, too late.
Sam świat przedstawiony jest mieszanką feudalizmu i nowoczesności. Nie, nie ma w tym nic złego. Moja uwielbiania "Diuna" Franka Herberta dzieje się w takich samych dekoracjach, ale tam mają one głębię i sens. Tam czuję to "SF", tu jest tylko listkiem figowym dla nieźle opowiedzianej dydaktycznej bajki.
Irytujący bohaterowie
Honoriusz jest jak średniowieczni święci.
Ascetyczny, przemądrzały, tak pewny swoich prawd, że nieludzki. Jest to zresztą cecha tej książki: przekonanie o tym, że "moja prawda jest najlepsza". Jest w nim coś, co nazwałabym fanatycznym, jaka nieprzyjemna nuta, która dla mnie nie jest ewangeliczna, tylko jest jej zaprzeczeniem. W Europie mamy swoich "wahabitów" czy się do tego przyznajemy, czy nie.
Król Honoriusz mówi na przykład: "Właściwie wszystkie dobre prawa i obyczaje wywodzą się z chrześcijaństwa, są konsekwencją nauk samego Boga" [s. 223]
No więc - NIE. Nie wszystkie dobre prawa i obyczaje wywodzą się z chrześcijaństwa. Nie znam cywilizacji, która nie potępiałaby zabijania. Kropka.
Podobna sprawa: bohaterowie mówią o tym, że Honoriusz jest dojrzały i jest dobrym władcą, bo jest chrześcijaninem. Ciekawe, bo jego poprzednicy także byli uznawani za dobrych rządzących, a nie przyznawali się do bycia chrześcijanami.
"Sir Galahad"
Kolejny z głównych bohaterów, John Rankor ma czterdziestkę, niewiastę na boku i poza tym jest wzorem cnót. Tak przynajmniej przedstawia go narrator. Czytając, miałam jednak wrażenie, że to John ma dwadzieścia, a Honoriusz/Noah czterdzieści. Przykład? Wpada do ukochanej i rach, ciach ciągnie ją do sypialni, na szczęście - mówi jej dzień dobry. Następny przykład - sceny zazdrości, jakie robi swojej żonie. Jego zazdrość jest tak z odwłoka, jakby miał 16 lat i pierwszą dziewczynę. Niewiarygodna i śmieszna. A miejscami żałosna.
Poza tym - jest chodzącym, przystojnym ideałem, którego pragną wszystkie kobiety. Nie wiem, może usnąć nie mogą?
A nie, John Rankor ma wady! Niezwykle dużo je i ile razy widzi swoją ukochaną, to się na nią rzuca w celu skonsumowania związku. Biedna kobieta nie narzeka, oczywiście, aczkolwiek zdobywa się na to, żeby mu powiedzieć, że rzadko rozmawiają.
Kiedy ich związek zmienia jednak charakter, zmienia się również podejście Rankora:
"Rozmawiał z nią teraz nie tylko w łóżku, bo stała się mu bliska i cieszyło go jej towarzystwo". [s. 207] 🤨
Boję się tak kryształowych bohaterów, bo jak poczuć z nimi związek, kiedy się jest tylko człowiekiem i ma się w zasadzie same wady?
Eliza - ukochana Johna, to sentymentalna osóbka, która płacze, rzuca się na kolana i całuje ręce. Nie przesadzam. Zresztą - wszyscy tam się na kolana rzucają bez przerwy. Bez przerwy!
Jedyną osobą obdarzoną mózgiem jest babka Honoriusza, Sara, która jednakowoż ma obsesję Messan i jest jak Kato Starszy: cokolwiek by nie mówiła, uważa, że lud zamieszkujący Eden należy zniszczyć.
Seks jako wszechobecne zagrożenie i obsesja
Żyjący życiem chrześcijańskim Honoriusz uważa, że stosunki pozamałżeńskie i przedmałżeńskie są złe i należy je piętnować. Piętnować od tego stopnia, że skazuje na 20 batów żołnierza, który jest babiarzem i nie przepuści żadnej okazji do "zaliczenia", nie przejmując się, czy partnerka jest dziewicą czy nie, byleby była chętna.
Wszystkie pokojówki w pałacu króla opisane są jako dość rozpustne i albo latają za Rankorem, który tego nie zauważa, bo kocha Elizę, albo chcą wejść do łózka Honoriusza.
Honoriusz wyraża niezadowolenie z faktu, iż jego babka, niewiasta pod pięćdziesiątkę, ma partnera, z którym - o zgrozo - sypia.
Król daje ultimatum swojemu przyjacielowi, Johnowi Rankorowi, że albo ten się ożeni, albo wrzuci go do lochu. Nie ma sypiania z hrabiną bez ślubu!
Podobne ultimatum dostaje jeden z żołnierzy.
Czytaliście "Szkarłatną literę"? No, to mniej więcej tak ten świat wygląda, albo - wyglądać może, kiedy Honoriusz posiedzi na tronie dłużej niż dwa lata.
Klejna rzecz: Eliza i Honoriusz czują do siebie niezwykłą sympatię. Oboje mówią, że nie ma w tym nic erotycznego, że to po prostu sympatia! Nie spotykają się potajemnie, zawsze widują się w towarzystwie innych, a i tak John jest zazdrosny (rany, co za dureń!) i wszyscy (dwór i miasto) plotkują o ich "nienaturalnej" sympatii jak najęci.
Lady Sara bierze zatem Elizę na rozmowę, żeby jej powiedzieć, jak nieodpowiednie jest ich zachowanie (uśmiechają się do siebie i rozmawiają!!), szczególnie, że Eliza jest MĘŻATKĄ. Stare, polskie przysłowie mówi: "gdy na dziewczynę zawołają "żono", już ją żywcem pogrzebiono" - tu macie dowód na prawdziwość przysłów. W literaturze SF.
W efekcie tej afery król Honoriusz nie jada z najbliższymi mu ludźmi: z przyjacielem, jego żoną, babką i jej partnerem, bo to niestosowne, że lubi kobietę i okazuje jej sympatię!!!! 🤯
Uff: na szczęście, okazuje się, że jednak mogą się lubić, bo Eliza okazuje się przyrodnią siostrą króla, dzieckiem, które poprzedni władca machnął sobie na boku.
Nie żartuję.
Mogą się przyjaźnić i rozmawiać PUBLICZNIE, bo są rodzeństwem.
"Dla pewności Noah i Eliza zrobili badania DNA, które potwierdziły, że są przyrodnim rodzeństwem. Oboje nie mieli zamiaru tego ukrywać i w krótkim czasie wiadomość, że Eliza Rankor jest nieślubną córką zmarłego króla Filipa, obiegła cała Ker-Ker, wywołując ogromną sensację.
Odtąd nikt nie śmiał przypuszczać, że między Honoriuszem a żoną kanclerza mogą istnieć jakieś niestosowne relacje, ich wzajemną sympatię tłumaczono teraz więzami krwi". [s. 363] 😮🙌🏻
Jest tego więcej, ale zostawiam Was z cytatem…
Kobiety…
Społeczeństwo w "Królu" jest paternalistyczne. Mamy i kobietę lekarza, i dyrektora domu dziecka, ale to wszystko. Pokojówki, kucharki, szwaczki, żony, córki, matki. Cytaty, żeby nie komentować więcej.
"Może sobie być wyzwolona, ale jest kobietą, a one wszystkie w gruncie rzeczy marzą o stałym związku. Kobietom imponuje męska stanowczość, nie cierpią niezdecydowanych." [s. 440]
"Pożegnania nie były łatwe, trudno było mężczyznom wyrwać się z objęć kochających ich osób. […] Zwłaszcza kobietom było najciężej. Roniły łzy, przytulając do siebie swoich ukochanych, czując, że rozdzierają im się serca." [s. 513]
"Dziewczyny są tak podekscytowane, że nie nadążam z obsługą" [s. 206]
"Nancy odziedziczyła po tobie kolor skóry, ale charakterek ma po mamusi. Powinieneś obie je utemperować". [s. 55]
"Deptanie ludzkiej godności jest zbrodnią. Kiedy mówię: ludzka godność, mam na myśli ludzi obojga płci. Kobiety są od nas słabsze fizycznie i mają delikatniejszą psychikę. Krzywdzenie ich jest barbarzyństwem. Nie może mężczyzna chełpić się tym, że ma władzę nad kobietą, bo nie jest to żadną jego zasługą. To Bóg powierzył nam opiekę nad nimi i nakazał je kochać. One zaś mają być naszą podporą i osłodą naszych dni. Ty postępujesz wbrew przykazaniom….". [s.278]
I tak dalej, i tak dalej. Najlepsze jest na s. 493-494
😢 tego nawet nie przytaczam.
Zgrzyta mi w zębach świat przedstawiony
I to nie dlatego, że jest patriarchalny i taki fanatyczny, nie. Jest niekonsekwentny.
W początkowej części książki narrator mówi o początkowej fazie ekspansji, kiedy pierwsi osadnicy, pod wodzą Honoriusza (przodka naszego bohatera) zasiedlili Ker-Ker: "… stworzył na niej szczęśliwe społeczeństwo, żyjące w prawdziwej harmonii".
A później idzie feudalne społeczeństwo klasowe, idzie bita żona (nasza Eliza), hrabia, który nie uznaje dziecka, które spłodził z pokojówką, człowiek, który większość życia jest nazywany "bękartem", ludzie, którzy non-stop upadają na kolana i błagają o łaskę, wykorzystujący wszystkich namiestnik. Tak, to mi wygląda na harmonię.
Dodatkowo są ci wrogowie, z którymi walczy Honoriusz w końcowej części książki. Zasiedlają pustynną planetę Eden, są nazywani Messanami. Noszą imiona i nazwiska stylizowane na arabskie i są paskudni. Kradną, torturują, gwałcą.
Trzeba ich zniszczyć.
Przesadzam?
Może.
Na koniec. To jest książka, którą i tak każdy będzie oceniał sam. Przeczytałam jako bajkę, która głęboko mnie dotknęła, ale chyba nie w taki sposób, w jaki wyobrażała sobie Autorka.
Premiera "Króla" Grażyny Adamczyk 7 lutego 2020