Witam, dziś mam dla was recenzje książki Bądź moim światłem ❤️ Autorki Doroty Dea Makowskiej ❤️.
„Wieczność nie wystarczy, by zapomnieć Ciebie.”.
Izabela trzy miesiące temu wzięła ślub, nic nie byłoby w tym dziwnego, lecz właśnie wtedy, w kawiarni zobaczyła jego… Miłość swojego życia…
Marek podszedł do niej, usiadł bez słowa, tylko na nią patrzył, odchodząc, zostawił dla niej kartkę z adresem. Wiedziona ciekawością poszła na spotkanie z nieznajomym mężczyznom. Okazuje się, jednak że Marek jest malarzem, prosi ją o spotkania w poniedziałki środy i piątki przez miesiąc. Izabela zostaje jego muzą, ale nie tylko, ponieważ jest jego światłem, który pomaga mu przetrwać trudne godziny. Poznają się, mając wrażenie, że już się znają, opowieści z życia, trudne rozmowy doprowadzają ich do refleksji, że jednak mają zbyt mało czasu dla siebie wiedzą, że spotkali się zbyt późno. Rozmowy, troska i niepozorne gesty bardzo ich do siebie zbliżają. Jednak pewnego dnia Izabela otrzymuje list: „Dobranoc, Izabelo. Będę śnił o Tobie. Wspominał Twoje światło. Wieczności nie wystarczy, by zapomnieć Ciebie. Twój Marek”. 😢😢.
Cóż, mam wam napisać o tej książce… Uwierzcie mi, przeczytałam ją parę dni temu, a do tej pory nie mogę się z niej otrząsnąć. W końcu jednak muszę wam coś o niej napisać, jeszcze nie było tego, by tak długo zajęło mi pisanie recenzji o książce. To nie jest to, że "Bądź moim światłem" mi się nie podobała, lecz to to, że ta historia bardzo mocno weszła mi w głowę.
Na początku nie mieściło mi się w głowie, jak można po trzech miesiącach po własnym ślubie spotkać miłość swojego życia, wiem jednak, że zdarzają się sytuacje, gdzie, właśnie jak nasza bohaterka wyszła za mąż za przyjaciela, mężczyznę, który po prostu był przy niej zawsze, każdego dnia próbował starać się o nią, pokazując, że jest dla niego wszystkim. Iza po prostu kochała swojego męża na swój sposób, miała w nim oparcie, szacunek i uznanie. Jednak wydaje mi się, że nie powinno wychodzić się za mąż, tylko dlatego, że z kimś było nam dobrze, bezpiecznie i komfortowo. Ale jest to tylko moje zdanie 😉.
Miłość powinna jednak wyglądać tak, jak zaczęła opisywać nam Izabela pierwsze ukradkowe spojrzenia, szukanie osoby w tłumie nawet, wtedy kiedy jej nie ma, szybkie bicie serca, tęsknota za kimś, kogo się nie zna. Mamy tutaj pokazany piękny świat malarza, który chce malować Światło bijące od kobiety. Spędzany czas, poznawanie siebie przez opowieści z dawnych lat, chęć pomocy i współczucie doprowadza naszych bohaterów do czegoś, czego oboje nie rozumieli. Marek nie chciał posunąć się za daleko by nie ranić męża Izabeli, ponieważ na to nie zasługiwał, ona jednak błądziła między własnym domem a spędzaniem czasu z Markiem, który niestety nie miał go za wiele. Wydaje mi się, że każdy z nas powinien mieć przy sobie osobę, która nawet przy złych chwilach zostanie przy nas by, choć ostatni raz potrzymać nas za rękę. Nie rozumiem, jak można zostawić ukochaną osobę, tylko dlatego, że jest chora, wiadomo strach, niedowierzanie na pewno w takiej sytuacji występuje, lecz zawsze powinno się zostać, choć do chwili, kiedy dana osoba tego potrzebuje. Pożegnanie to coś, co nie jest łatwe i miłe, brak słów, by powiedzieć" Do zobaczenia" są jednak sytuacje, gdzie pożegnanie może pomóc poradzić sobie ze stratą bliskiej osoby.
Historia ta pozostawia, smutek, ból, ale i również nadzieję, która myślę, że powinna być w naszym życiu, niezależnie co się wydarzy. Bardzo dziękuję autorce za to, że mogłam przeczytać jej książkę, pokazała mi, że i moje życie, choć kiedyś usłane bólem i cierpieniem teraz weszła do niego bezwarunkowa i piękna miłość ❤️❤️.