Wspaniale napisane wspomnienia wybitnej reżyserki teatralnej i filmowej, dyrektorki teatru, wreszcie pani minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Pani Izabella pisze o swoim bogatym i ciekawym życiu zajmująco, wzruszająco i bardzo szczerze: nie ukrywa swoich porażek i błędów, przez co jest bardziej autentyczna.
A zaczyna się jak u Mickiewicza ‘dzieciństwo sielskie, anielskie’ w rodzinnym dworku szlacheckim Kamieniu na Lubelszczyźnie wśród kochających rodziców, oddanej służby, pięknej przyrody. Nawet II Wojna Światowa przeżyta w dzieciństwie nie jawi się, jako koszmar: troskliwi rodzice uchronili córki przed jej okropieństwami. Takie szczęśliwe dzieciństwo daje mocne podstawy na całe późniejsze życie.
Potem musiała opuścić rodzinny Kamień i właściwie nigdy do niego nie wrócić, pisze: „Jest taka pamięć, którą zabiera się ze sobą, i taka, która przynależy do opuszczonego miejsca. Jeśli zniknie miejsce, zniknie też ta druga pamięć. Dlatego wiem, że razem z Kamieniem opuściły mnie chwile, które miały być ze mną na zawsze. Nie przedrę się do nich, nie odtworzę niczego więcej. Bo do tego potrzebny byłby mi tamten dom, nie taki „wyobrażony” i opisany, ale realny, z zapachami i kolorami, pęknięciami na tynku, wilgocią i jasnością. Jego już nie ma i nie ma niektórych obrazów z mojej przeszłości, przepadły.” No cóż, takie losy były udziałem milionów rodaków którzy musieli opuścić swoje domy po wojnie, i nigdy do nich nie wrócić. Chociażby zabużanie. A po wojnie, z łatką bz (były ziemianin) tułała się z rodziną po Ziemiach Odzyskanych, by wreszcie osiąść w Szczecinie a potem w Poznaniu.
Potem znajdujemy sporo o jej pracy, pani Izabella pisze: „Chciałam napisać o WSZYSTKIM, a piszę pewnie tylko o sobie. Owszem, miało być o mnie, ale ważniejsze miało być tło, Historia, która mi towarzyszyła. Boję się, bo patrząc w przeszłość, obejmując myślą i obrazkami całe swoje życie, z tych późniejszych lat pamiętam tylko o swojej pracy, tylko ją potrafię opisać. To mało. Za mało.” No, nie jest tak źle, oprócz opowieści o pracy mamy też masę ciekawych anegdot, dygresji, portretów znajomych i przyjaciół, ta książka jest jak stary sekretarzyk z mnóstwem szufladek, dla każdego coś się znajdzie.
I tak, znajdujemy piękne rozważania o pisaniu piórem ze stalówką; oglądamy masę starych i fascynujących fotografii, chociażby mężczyzn, którzy po wojnie zawsze ubrani byli nienagannie, garnitur, krawat, tak się wtedy mężczyźni nosili... Mamy opowieść o życiu w komunie teatralnej w Kaliszu na początku lat 70-tych, gdy dyrektorowała tamtejszemu teatrowi, to były dobre czasy dla kultury, czasy wczesnego Gierka. Pięknie pisze o swoich ulubionych pisarzach: Wiesławie Myśliwskim i Hannie Krall. Daje przejmujący portret Adama Hanuszkiewicza, niegdyś wielkiej gwiazdy teatru, teraz zupełnie zapomnianego. Sporo pisze o swoim wspaniałym i tak krytykowanym serialu 'Boża podszewka': spodziewano się cukierkowego obrazu Kresów, a dostano prawdę między oczy. Jak my Polacy lubimy swoje mity, przywiązujemy się do nich bez pamięci... Szczerze spowiada się ze swoich błędów, także z ministrowania, które chyba nie było zbyt udane. Może najmniej dla mnie ciekawe są jej rozważania i wspomnienia o teatrze, ale przyznam się, że niewiele oglądałem spektakli w jej reżyserii.
W ogóle pięknie to wszystko napisane, pani Cywińska ma niewątpliwy talent literacki. A że sporo przeżyła i spotkała wielu interesujących i sławnych ludzi, czyta się te wspomnienia szybko i z przejęciem, jak dobrą powieść sensacyjną.