Prawdziwy marynarz za rozcieńczony wodą gin odda bowiem i własne serce. Za nierozcieńczony dołoży kolejne wyrwane z piersi drugiego.
Australijskie piekło Radosława Lewandowskiego opowiada historię statku Batavia, który w XVII wieku wyruszył w stronę Jawy. Niestety w wyniku knowań kapitana Adriana Jakobsza oraz pomocnika chirurga Jeronima Kornelisza statek rozbił się na rafie w pobliżu Australii. Warto tutaj nadmienić, że historia opisana w książce miała miejsce naprawdę.
Na samym początku zapoznajemy się z życiorysem aptekarza Jeronima Kornelisza. W chłopaku od początku siedzi jakieś zło. Pierwsze morderstwo popełnia już w młodości, jednak uwielbienie do zbrodni pojawia się u niego później, gdy umiera jego jedyne dziecko. Z braku środków do życia i ze strachu przed inkwizycją Jeronim zaciąga się na Batavię jako pomocnik chirurga. Szybko zaczyna namawiać kapitana do buntu, w celu przejęcia całkowitej władzy nad statkiem. Kiedy rozbijają się na rafie, zaczyna terroryzować innych rozbitków.
Drugim z bohaterów, których możemy lepiej poznać, jest szeregowy Wiebbe Hayes, który za zasługi w bitwie zostaje awansowany na kaprala i przydzielony na Batavię. Wiebbe jest dobrym człowiekiem, jednak chęć zemsty na wierzycielach rodziny oraz pragnienie zdobycia majątku pchają go w stronę zła. W pewnym momencie będzie musiał wybrać komu wierzyć i, po jakiej stronie się opowiedzieć.
Książka napisana jest jak dziennik opisujący wydarzenia dzień po dniu. Mamy w niej dużo suchych faktów, jednak nie jest ona pozbawiona emocji. Pełno jest w niej opisów złości, nienawiści i pragnienia zemsty. Mamy opisy gwałtów, pijaństwa, przypadkowych śmierci oraz okrutnych mordów. Wszystko to czyta się z przerażeniem lub z obrzydzeniem, ale nigdy z obojętnością. Na szczęście w książce jest też miejsce na kilka lżejszych momentów oraz odrobinę miłości.
Chętnie obejrzałabym adaptację tej książki, lecz za żadne skarby świata nie chciałabym znaleźć się na pokładzie Batavii.
Muszę przyznać, że Australijskie piekło jest jedną z niewielu książek, których nie byłam w stanie przeczytać jednym tchem. Nie chciałam się identyfikować z żadnym z bohaterów, jednak byli tacy, którym życzyłam śmierci! Atmosfera powieści jest tak gęsta, że bałam się czasami przejść dalej. Nie chodzi tutaj o momenty przerażające, ale raczej o ciężkie przeżycia bohaterów. Z każdą stroną przybliżaliśmy się do katastrofy i dało się to wyczuć. Często myślałam o tym, że zaraz stanie się coś strasznego. Wtedy specjalnie robiłam przerwę w czytaniu, aby odwlec ten moment. Nie zdarza mi się to często, więc podziwiam autora, że udało mu tak mocno wpłynąć na moje emocje.
Na końcu książki autor zamieścił streszczenie prawdziwej historii statku oraz wypisał pozycje, z których korzystał, pisząc Australijskie piekło. Jeśli zainteresowały was dzieje feralnego rejsu, to koniecznie sprawdźcie przedstawione tam źródła. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że kartki powieści nie są zupełnie białe. Na każdej stronie znajdują się przepiękne szkice, które wspaniale dodają klimatu.
Książkę Australijskie piekło Radosława Lewandowskiego porównuje się czasem do Buntu na Bounty oraz do Władcy much, faktycznie coś w tym jest. Statek, wyspa, bunt, próba przeżycia oraz zezwierzęcenie ludzi. Jeśli lubicie prawdziwe historie i powieści awanturniczo-przygodowe, przeczytajcie tę książkę koniecznie. Tylko pamiętajcie, że nie będzie to spokojny rejs. Spodziewajcie się prawdziwej przeprawy przez piekło razem z pasażerami Batavii.