Tej książki nie można czytać spokojnie bo opisuje Kopińska ze szczegółami piekło, jakie urządziły Siostry Boromeuszki wychowankom domu dziecka z Zabrza. Trwało to przez kilkadziesiąt lat. Może najstraszniejsze jest to, że mimo licznych i wyraźnych sygnałów koszmaru dziejącego się w sierocińcu, liczni ludzie i instytucje powołane do tego, by chronić dzieci, nie robiły nic. Bo kościół, bo siostry...
Przede wszystkim bicie, to była najważniejsza metoda wychowawcza: Siostry „biły prawie codziennie. Wieszakami, menażkami, chochlami do zupy, pasem, trzepaczkami, kluczami, krzesłami.” Nie tylko dzieci starsze, także przedszkolaki: „Siostra Monika trenowała boks na dziewczynkach. Potrafiła najpierw pobić kilkuletnią wychowankę, a potem podnieść ją do góry i rzucić nią o stół.” Ta sama siostra Monika: „Raz straciła nad sobą kontrolę i szarpała wychowanką tak, że na połowie głowy zostało jej gołe ciało pokryte krwią. Siostry przez tydzień trzymały ją w izolatce i nie puszczały do przedszkola. Jak już wyszła, zaczesywano jej włosy w taki sposób, aby jak najmniej było widać rany.” Takich historii w książce jest cała masa, opis sposobów bicia i tortur stosowanych przez zakonnice przeraża, to istne Auschwitz. Jeszcze była przemoc psychiczna; upokarzanie, wmawianie dzieciom, że są nic niewarte, że mają złe geny, to czasami bolało nawet bardziej. A na dodatek w sierocińcu kwitła przemoc seksualna: dzieci były przez lata ofiarami i sprawcami gwałtów homoseksualnych; siostry nie reagowały.
To prawdziwe piekło na ziemi trwało przez 30 lat w mieście Zabrzu a skończyło się dopiero dzięki determinacji jednej pani prokurator. Wcześniej sygnałów zła było wiele: dzieci miały wyraźne ślady bicia, skarżyły się, uciekały z ośrodka, podejmowały próby samobójcze. Przez dziesiątki lat nikt (wizytatorzy, kuratorzy, nauczyciele, policjanci, lekarze, psychologowie itd.) nie reagował! Dlaczego? Bo jak ludzie słyszą: siostry zakonne, kościół, to im spadają klapki na oczy – panuje przekonanie, że słudzy kościoła są moralnie czyści, że nie mogą czynić zła, dalibóg dlaczego? Nie wiem, przecież to tacy sami ludzie jak inni, dzielą zalety i wady Polaków. Poza istnieje powszechny strach przed zadzieraniem z kościołem; charakterystyczne wypowiedzi: „To grzech śmiertelny donosić na osoby duchowne” lub „To konflikt wiary. Jestem katoliczką i nie będę donosić na siostry zakonne. Innym też odradzam.” Ciekawy to dylemat: czy katolik, jeśli widzi ewidentne zło czynione przez ludzi kościoła, winien ze złem walczyć czy być posłuszny kościołowi...
Cała sprawa nie wydawałaby się do dzisiaj, gdyby jeden z wychowanków nie popełnił strasznego przestępstwa, które miało ścisły związek z rzeczami, które robił w zakładzie, i tak to się zaczęło...
Czytając książkę, miałem uczucie deja vu: podobne rzeczy opisywała Frances Reilly w 'Diabelskim Nasieniu', tyle, że dom dziecka był w Irlandii 50 lat temu. I jeszcze Natalia Rolleczek w 'Drewnianym Różańcu' – Zakopane, lata 30.: sierociniec, terror zakonnic, znikąd pomocy, bo kto wystąpi przeciwko kościołowi. A ostatnio mieliśmy sprawę domu opieki w Jordanowie. W ilu krajach katolickich i w ilu miejscach jest jeszcze teraz takie piekło na ziemi?
Dlaczego tak się dzieje? Bo zakonnice były zupełnie nieprzygotowane do tej trudnej pracy ani psychologicznie, ani profesjonalnie (kierowano je do ośrodka na podstawie jednego kryterium: że lubią dzieci), same zaś miały problemy emocjonalne i psychiczne (psychopatia, sadyzm). Przebywały z dziećmi 24 godziny na dobę, nie mając znikąd pomocy psychologicznej, seksuologicznej czy pedagogicznej. A należały do organizacji, w której ślepe posłuszeństwo, zupełne poddanie się przełożonym, idealny porządek są świętą regułą. Te same zasady przerzucały na swoich podopiecznych, egzekwując je biciem i torturami.
Straszne jest to, że pobyt w ośrodku zniszczył życie młodych ludzi, kompletnie ich wypaczył, mówią śląscy policjanci: „Zdecydowaliśmy się obserwować niektórych byłych wychowanków ośrodka. Sierociniec sióstr w Zabrzu nazywają tu „inkubatorem przestępców”, a byłych wychowanków „tykającymi bombami (…) trudno przewidywać, że osoby bite i molestowane w ośrodku po wyjściu będą żyć normalnie. Tak może się zdarzyć, ale nie mamy tej pewności. Sprawdzamy tych chłopców. Tylko nieliczni założyli rodziny, wielu trafiło do więzienia, także za czyny związane z molestowaniem.”
Taką to mamy opowieść z Polski w XXI wieku.