"Jeśli nie możemy godnie żyć, to chociaż tak umierajmy."
Minął ponad rok odkąd miałam okazję zapoznać się z wyjątkowym debiutem tajemniczej polskiej pisarki (?) pt. "Kakrachan". Ta książka, otwierająca serię Atlanci - całkowicie mnie ujęła mnie za serce. Po prostu pokochałam klimat, który za sobą roztacza. Niestety, nam, fanom tego cyklu długo przyszło czekać na jego kontynuację. I gdy w końcu "Wyspa Sześciu Pierścieni" leżała w moich dłoniach, przyznam, że się obawiałam. Minęło dużo czasu, wiele szczegółów po prostu wypadło mi z pamięci - zresztą, po taki długim okresie to nic dziwnego.
Najpierw kilka zdań o fabule. Dalema wreszcie dociera miejsca, o którym poznaniu marzyła. Mitycznej Atlantydy. W nowej scenerii nie czuje się jednak dobrze. Jest obcą, intruzem, o innym wyglądzie i innych zwyczajach, niż te, którzy mają Atlanci. Z czasem zaczyna być coraz bardziej widoczne, iż Dalema jest faworyzowana i otrzymuje wyjątkowe względy. Dlaczego? To tylko jedno z pytań, które będą dręczyły naszą główną bohaterkę...
Jak napisałam, minął spory okres czasu, gdy zapoznałam się z pierwszym tomem serii Atlanci, większość wydarzeń zatarła mi się w pamięci i gdy przystąpiłam do lektury "Wyspy Sześciu Pierścieni" - przyznam szczerze, pamiętałam niewiele, jedynie urywki niektórych zdarzeń. Do tego stopnia, iż początkowo czułam się, jakbym miała do czynienia z tą historią po raz pierwszy. Jakbym wcześniej o niej nie czytała i się nią nie zachwycała. W kontynuacji uległa zmianie sceneria, co tylko spotęgowało moje zmieszanie. Nie obawiajcie się - wraz z kolejnymi rozdziałami mój umysł zaczął rozpoznawać dzieło Olis Nari Lang i na nowo się w nim zakochiwać. Wspominałam przecież już o jego wyjątkowym klimacie, prawda?
Atlanci to seria będąca nawiązaniem do historical fiction. Już ta sama nazwa w swojej wymowie brzmi interesująco, kusząco i tak nieznanie, a przecież nas, ludzi właśnie do nieznanego ciągnie. Olis Nari Lang miała przed sobą trudne zadanie, jako, że to jej cykl okazał się dla mnie wprowadzeniem do tego tematu. I jestem pewna, że większość czytelników sięgając po tą serię, też nie wiedziała czego się spodziewać. To, jak pisarka wywiązała się ze swojego zadania może przecież zaważyć na tym, czy w przyszłości będę chciała dalej rozwijać swoją przygodę z historical fiction. Z ulgą to piszę: Olis Nari Lang na tyle zainteresowała mnie tym tematem, że z pewnością będę poszukiwała innych dzieł tego typu.
Gdy skończyłam czytać "Kakrachan", ciężko mi było uwierzyć, że to debiut literacki. Tak spójny, tak dopracowany... Te cechy przecież nie są ich domeną, w których pisarze dopiero zaczynają ulepszać swój warsztat pisarski, starają się znaleźć swój własny styl i go udoskonalić. Nie przeczę - istnieją dobre debiuty, ale są też takie, które są rażąco złe, których nie da się po prostu czytać. Pierwszy tom cyklu Atlanci ani trochę taki nie był. Wciągający, fascynujący, będący innowacyjnym powiewem świeżości wśród ciągle takich samych powieści, powtarzających w kółko te same utarte schematy. Jeśli chodzi o kontynuację pod pewnymi względami nie podobała mi się ona tak bardzo, jak pierwszy tom. Mogłabym powiedzieć, iż jest po prostu trochę gorsza, ale w zasadzie nawet nie potrafię nazwać tego "czegoś", czego mi zabrakło. Może ma tutaj duże znaczenie fakt, ile czasu minęło, gdy dane było mi w końcu sięgnąć po sequel? I moje pierwsze wrażenie twórczością Olis Nari Lang po prostu rozmyło się w czasie?
Tajemnica, tajemnica i jeszcze raz tajemnica- to spoiwo nierozerwalnie łączące zarówno prequel jak i sequel. I właśnie za to polubiłam tak ten cykl, za pytania nieustannie mnożące się wraz z każdym postępującym rozdziałem. Za aurę tajemniczości, za to, iż czytelnik pragnie przeczytać coraz i coraz więcej z czystej ciekawości. Nawet wraz z ukończeniem pierwszego tomu nie wszystkie pytania uzyskały swoją odpowiedź, co tylko jeszcze bardziej zachęca do sięgnięcia po kontynuację.
Podczas lektury"Wyspy Sześciu Pierścieni", świetnie się bawiłam. Czułam się, jakbym przemierzała nieograniczoną niczym wyobraźnię pisarza. I to jest w czytaniu najlepsze. Fakt, iż czytelnik nigdy nie wie, czego się spodziewać. Jeśli chodzi o to i o całą resztę - Olis Nari Lang wywiązała się ze swojego zadania. Polecam!