Po przeczytaniu tej książki mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony, jaka to była dobra lektura! A z drugiej jest w niej jeden szczegół, przez który miałam problem z czerpaniem przyjemności z niej. Ale o tym za chwilę.
Choć z początku dość opornie szło mi wciągniecie się w fabułę, tak z czasem nie mogłam się od niej oderwać i drugą połowę pochłonęłam ciągiem.
Nie umiem określić konkretnie tej książki. Jest to kryminał, ale nie do końca skupiony na konkretnej zbrodni, a bardziej krąży wokół zbrodni, jak i życia bohaterów. Ja akurat lubię kiedy w książce dużo się dzieje i jest wiele wciągających wątków, także jak dla mnie duży plus.
Przeplatanie teraźniejszości z przeszłością - jedna z moich ulubionych rzeczy w książkach. Tutaj z zapartym tchem przeskakiwałam między tymi momentami, które stopniowo składały historię w jedną całość.
Nie spodziewałam się aż tyle po tej powieści, szczególnie po około pierwszej połowie, gdzie więcej przewracałam oczami i musiałam odkładać na jakiś czas książkę. I tu w zasadzie zaczyna się mój jedyny zarzut co do tego tytułu. Otóż druga połowa książki - moim zdaniem bardzo dobra, trzymała w napięciu, utrzymywała zaangażowanie czytelnika i rozwijała sprawnie wiele równie interesujących wątków. Natomiast pierwsza połowa byłaby równie dobra, jednak miałam ochotę po prostu odłożyć ją i musiałam sprawdzać co jakiś czas, czy czytam właśnie kryminał, a nie jakąś parodię.
Tak więc przejdźmy do wad. W „Asymetrii” główny problem mam do wykreowania postaci kobiecych. Czytając o tym, że Alicja jest zazdrosna o młodszą kobietę, ponieważ ona za chwilę będzie musiała odwiesić stringi do szafy (dosłownie tak jest napisane), ale może przytoczę po prostu cały cytat: „Alicji zostało może kilka lat, zanim przyjdzie pora, by odwiesić stringi do szafy. Już czuła, że jej piersi zbliżają się w stronę pępka i nie zamierzają wracać na swoje pierwotne miejsce. Grawitacja od dawna uparcie pozbawiała jej kobiecości. Starała się o tym za dużo nie myśleć, ale patrząc na takie dziewczyny, trudno było pozostać obojętnym. U niej wszystko starczało tak, jak powinno.” Nie wiem czy muszę coś jeszcze dodawać. Poczułam się trochę jak oglądając nieśmieszny kabaret. Pomijając fakt, że można to było napisać w inny sposób, żeby nie wyszło tak niesmacznie, zresztą bardzo widoczne jest tutaj traktowanie kobiet jako pięknych obiektów, których kobiecość opiera się tylko i wyłącznie na sferze cielesnej, ograniczonej do dwóch konkretnych obszarów ciała. Ale co ważniejsze, nie wnosi to do fabuły absolutnie nic, a jedynie wywołuje głębokie zażenowanie. Fabuła rozwija się naprawdę nieźle, a takie fragmenty psują odbiór całej lektury.
Nie wiem, czy problem leży w tym, jak autor ukazał tutaj postać kobiecą w sposób zupełnie nierzeczywisty, powiedziałbym niesmaczny i stereotypowy, czy główna bohaterka jest zwyczajnie pusta i irytująca. Natomiast ukazanie jej jako inteligentnej i jako tako ogarniętej trochę temu przeczy, a byłoby to jedyne wyjaśnienie, które mogłabym przyjąć. A szkoda, bo to w zasadzie jedyny taki mój główny zarzut co do tej książki. O ile jestem w stanie przełknąć tego typu dziwne sytuacje jeśli stanowią niewielki ułamek książki, tak niestety tutaj zbyt często przechodziły mnie dreszcze żenady. Nigdy wcześniej nie miałam sytuacji żebym była tak rozdarta w odczuciach co do jednej książki, szczególnie że tutaj dość wyraźnie odgradza się pod tym względem druga połowa książki od tej pierwszej.
Żałuję trochę, że nie jest ona dłuższa, bo z chęcią przeczytałabym bardziej rozwinięte wszystkie wątki, aby zagłębić się całkowicie w fabułę. Jednak końcówka nie jest całkowicie skończona i zostawia furtkę do kontynuacji, co byłoby świetne! (Swoją drogą czytając ostatni rozdział czułam się trochę jakbym oglądała „Piłę”)
Autor umiejętnie wplótł w utwór nawiązania do sytuacji w kraju i na świecie, czasem wyśmiewając pewne zjawiska, a czasem zwyczajnie je zauważając. Czytało się to dobrze, czasem miałam wrażenie były zbyt oczywiste i jakby wymuszone, ale czasem takie oczywistości muszą się pojawić i przybrać taką właśnie formę, aby dotrzeć do tych, dla których takie oczywiste nie są. Tak więc jak dla mnie na plus takie elementy, tym bardziej, że dodają one takiej większej realności i możności utożsamienia się z bohaterami chociaż w takiej formie.
A co do bohaterów, to o tych kobiecych co nieco już się rozwinęłam, więc skupię się na reszcie. To czego mi odrobinę tak zabrakło, to takiego ludzkiego czynnika. Bo czasem czułam się jakby ich postacie były wyidealizowane, (co w przypadku Edwarda miało sens, ponieważ poznawaliśmy go przez pryzmat tego jak widziała go Alicja) a to z kolei utrudniało zżycie się z nimi i odnajdywanie wspólnych cech, by móc się utożsamić. Poza tym widziałam bardzo duży kontrast między przedstawieniem postaci kobiecych, a męskich i mogę mieć tylko nadzieję, że był to celowy zabieg mający zwrócić uwagę czytelnika na ten problem.
Samo pojęcie sprawiedliwości jest w „Asymetrii” ukazane po części tak, jak ja je często widzę. Niby prawo jest, organy ścigania również, jednak efekty są bardzo często nie takie jakie być powinny. Za ciężkie zbrodnie ludzie dostają wyroki w zawieszeniach, tyle samo co za drobną kradzież. Czasem słyszymy słowa, że ktoś odbył swoją karę, więc powinien móc normalnie żyć. Ale jak się z tym zgodzić, kiedy wyrok był nieadekwatny do czynu i w naszej moralności taki człowiek nie powinien znaleźć się na wolności? Czy można mówić wtedy o sprawiedliwości?
Wcześniej od Bartosza Szczygielskiego czytałam jedynie „Nim skończy się noc”, ale nie była to udana lektura, dlatego przy „Asymetrii” bardzo mile się zaskoczyłam. Mimo tego jednego zarzutu książkę oceniam pozytywnie. Na koniec, tuż po skończeniu lektury nie myślałam nawet o tym jak denerwowała mnie ona na starcie. Strasznie rozbieżne mam opinie co do każdej z części tej książki, jednak ostatecznie, te dobre rzeczy przeważają. Na pewno nie było to moje ostatnie spotkanie z twórczością autora!