Kiedy pierwszy raz przeczytałem tytuł książki: „Diabelskie nasienie. Zakonnice zmieniły nasze życie w piekło” , odniosłem wrażenie, że tak właśnie mógłby się nazywać program z cyklu „Uwaga” lub „Sprawa dla reportera”. Kolejny szokujący i zazwyczaj mocno subiektywny materiał na temat przerażających praktyk prowadzonych pod dachem jakiegoś kościoła lub zakonu. I jak się z czasem okazało, nie pomyliłem się bardzo w moim pierwszym wrażeniu, bo opowieść, będąca pewną formą autobiograficznej spowiedzi autorki , to bardzo osobista podróż do pełnego przemocy i okrucieństwa dzieciństwa Frances Reilly i jej sióstr. A z racji jednostronnego dialogu i bardzo kontrowersyjnego tematu, książka szokuje i być może (o czym wspomina autorka) stanowi element terapii mającej przywrócić ją do normalnego życia (a raczej nauczyć jej, że coś takiego jak normalne życie istnieje), ale jednocześnie niczym innym się pochwalić nie może.
Tak naprawdę trudno jest mi napisać cokolwiek o tej książce, bo nawet biorąc pod uwagę, że liczy ona sobie prawie 300 stron, to odniosłem wrażenie, że przeczytałem artykuł prasowy w jakimś tabloidzie. Rzeczywiście nie sposób nie zauważyć, że książki nie pisała osoba zawodowo się tym zajmująca. Język jest prosty, nie ma tutaj jakichś bardziej rozbudowanych opisów, postacie się proste i jednowymiarowe, a świat ogólnie czarno-biały. Jak gdybyśmy czytali kolejne rozdziały pamiętnika (choć w tym wypadku to chyba właśnie tak miało wyglądać).
Co do opowiedzianej historii, to trudno mi się do niej odnieść. Ponoć pisana na faktach, ale jak już wspomniałem, faktach widzianych oczami dziecka i na dodatek nie popartych żadnymi innymi dowodami. Niemnie jeśli choć tylko część tej opowieści jest prawdziwa, to obraz zakonnic i klasztornego życia sierot z sierocińca Ubogich Sióstr z Nazaretu dosłownie woła o pomstę o nieba. Niemal każda historia w książce opowiedziana to opis brutalnych sióstr, nieczułych matek, seksualnych dewiantów, okrutnych policjantów, zdrady itd. W pewnym momencie poczułem jakiś przesyt i zacząłem wątpić co do prawdziwości tej historii. Tyle w niej tragedii, że mogłaby on posłużyć do napisania jeszcze kilku powieści. Nie mam oczywiście możliwości zweryfikowania słów autorki, a nawet sam przypominam sobie podobne historie z naszego rodzimego podwórka, ale jak dla mnie cała ta książka jest tylko jednym wielkim pokazem przemocy i okrucieństwa, ale bez jakiejś głębszej refleksji. Oczywiście nie wymagam filozofii na temat jej natury czy przyczyn, ale nie jestem w stanie zrozumieć (prócz tych powodów wspomnianych we wstępie) czemu miało służyć jej wydanie.
Choć uświadomiłem sobie jedną rzecz dzięki temu wszystkiemu – że przemoc występuje codziennie w otoczeniu każdego z nas. I może tak jak mi trudno było uwierzyć w nią w tej książce, może taka natura jest natura człowieka – że dzieje się tyle zła, że na tyle okrucieństwa jest przyzwolenie, bo trudno jest nam uwierzyć, że takie historie mogą w ogóle mieć miejsce. Że człowiek (a już nie wspomnę o zakonnicach czy innych duchownych, którzy powinni być wzorem duchowym i moralnym) może drugiemu człowiekowi zgotować piekło na ziemi.
Podsumowując, książka byłaby na pewno o wiele ciekawsza, gdyby zaangażowało się do niej więcej osób, a przy jej powstawaniu choć w minimalnym stopniu postarano się o nagromadzenie jakichś obiektywnych dowodów (może jakieś wycinki prasowe, może opinie psychologów) na potwierdzenie zawartych w niej bardzo poważnych oskarżeń. Jak głosi tekst w środku – wszystkie wydarzenia są prawdziwe. To dobrze, ale ja prawdziwe wydarzenia oglądam na co dzień w dzienniku – od książek wymagam nieco więcej niż tylko suchych faktów. Może będąc bombardowanym na co dzień podobnymi historiami przez telewizję i Internet zrobiłem się trochę nieczuły i podejrzliwy, ale ogólnie książka mnie nie porwała, choć na pewno spodoba się osobom o poglądach antyklerykalnych i anty katolickich. Ale ja się do takich nie zaliczam i podejrzewam, że szybko popadnie ona w zapomnienie.