Czwarty tom serii z detektywem Harrym Boschem z policji w Los Angeles zaczyna się od wizyty Harry'ego u psychologa policyjnego, bo nasz detektyw został przymusowo urlopowany po dzikiej awanturze z szefem, Harvey Poundsem, w której zresztą Harry użył przemocy. Bosch odnosi się źle do psychologa, nie ma najmniejszego zamiaru się otworzyć, opowiedzieć o swoich problemach. To człowiek w gruncie rzeczy bardzo samotny: „Bosch nigdy nikomu nie ufał, nigdy nie był od nikogo uzależniony i nie zamierzał zmienić swoich zasad.” Pewnie źle mu z samotnością, ale wszystko dusi w sobie dosyć skutecznie.
No właśnie, może najciekawsze w książce jest przedstawienie sylwetki psychologicznej Boscha. To, jak już powiedziano, człowiek bardzo samotny i, prawdę mówiąc, antypatyczny, chamski, odstręczający. Łamie wszystkie pisane i niepisane reguły, np. jak ma ochotę zapalić w samochodzie lub pomieszczeniu, w którym się nie pali, to robi to. Manipuluje innymi ludźmi, traktując ich całkowicie instrumentalnie: są dla niego o tyle ważni, o ile pomagają mu w osiągnięciu określonych celów. To człowiek żyjący na pustyni emocjonalnej. Poza tym nie ma żadnego życia poza pracą, nawet odmawia sobie codziennych przyjemności „Bosch nie pamiętał, kiedy ostatnio płynął łodzią, nie mówiąc już o łowieniu ryb”. W sumie to bardzo smutny obrazek, aż się czeka, aż nasz bohater eksploduje i wpadnie w olbrzymie kłopoty.
W tej książce przymusowo urlopowany Bosch z nudów prowadzi swoje prywatne śledztwo, chodzi o morderstwo jego matki sprzed dziesiątków lat. W trakcie śledztwa nagina prawo, wywołuje awantury i czasami podaje się za Harveya Poundsa, czyli przełożonego, z którym jest skonfliktowany. To taka dziecinada połączona z hucpiarstwem, która zresztą ma fatalne skutki. A całe śledztwo kończy się tak wedle słów Boscha: „Moja tak zwana misja doprowadziła do morderstwa dwóch ludzi, a trzeci zginął z mojej ręki”. Czyli pełna katastrofa. Na miejscu szefostwa policji w LA wywaliłbym gościa z policji na zbity pysk, bo dużo więcej kreuje kłopotów niż rozwiązuje spraw.
Książka kończy się dość gorzkim happy-endem, dużo bardziej wiarygodnie wyglądałaby totalna katastrofa, ale amerykański autor nie może sobie na to pozwolić, niemniej kryminał to dobry, zwłaszcza w warstwie psychologicznej.