"Zazwyczaj anioły fruwają wieczorami, prawda?"
Praca to obecnie towar deficytowy. Ci którzy jej nie mają marzą o jakimkolwiek zajęciu, a ci którzy pracują w codziennym pędzie do kariery czasami zapominają, że praca to nie wszystko. Jest przecież jeszcze życie i ludzie obok nas. W czasach pogłębiającej się znieczulicy, warto więc zajrzeć do książki, która daje nadzieję. Nadzieję na pomoc i współczucie drugiego człowieka.
Monika Szwaja to pisarka i dziennikarka telewizyjna (prawie czterdzieści lat pracy w Telewizji Polskiej w Szczecinie) z kilkuletnim epizodem nauczycielskim. Jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, a obecnie edukuje się permanentnie, czyli życiowo. Debiutem książkowym pisarki była powieść "Jestem nudziarą", a jej kolejne powieści przyniosły jej wielu stałych czytelników. Autorka obecnie jest wesołą emerytką z jednym konkretnym planem na przyszłość: ma być sympatycznie.
Poznajcie kilka osób. Jaśmina, starszawa pani profesor, której niespodziewanie umarł mąż, a której dorosłe dzieci opuściły gniazdo rodzinne postanawia przeprowadzić się do Szczecina. Miranda, studentka polonistyki próbuje pozbierać się po skutkach nietrafionych życiowych decyzji. Miron, miejscowy wykształcony kloszard, który okazuje się byłym biznesmenem, posiadający swoje tajemnice. Co mogę mieć ze sobą wspólnego ludzie z różnych klas społecznych i z różnym światopoglądem? Okazuje się, że mogą, bowiem wszystkich bohaterów połączy dziecko o imieniu Jonasz. Jonasz będący na przysłowiowym gigancie uciekł z domu, w którym rodzice zabierali mu dzieciństwo zastępując je licznymi, dodatkowymi zajęciami mającymi przynieść mu sukces i pieniądze w przyszłości. Opieka nad chłopcem leczy duszę nie tylko Jonasza...
Jeśli czytaliście którąś z poprzednich powieści autorki, wiecie z pewnością, że Monika Szwaja fabułę swoich książek konstruuje w oparciu o szeroką gamę barwnych bohaterów, którzy często pod ciekawymi przydomkami zdobywają sympatię czytelnika. Również w przypadku najnowszej powieści autorki, możecie się spodziewać wielu zapadających w pamięć postaci, z których kilka autorka przeniosła ze swoich poprzednich książek (Sasza Winogradow czy Miranda Wiesiołek). Na pierwszy plan wysuwa się trójka bohaterów: Jaśmina, Miron i Jonasz i to właśnie oni, pomimo różnego wieku i różnych perturbacji życiowych, chorują na tą samą przypadłość czyli samotność. Samotność, która dopada każdego na różnym etapie życiowym. Zarówno wziętą profesor psychologii, bogatego biznesmena czy młodego człowieka uwikłanego w pułapkę wydumanych aspiracji własnych rodziców. Autorka poprzez kreację takich postaci stara się przekazać jasną i klarowną myśl, że istnieje jeszcze nadzieja na istnienie na świecie ludzi chcących pomóc. Ludzi, na których można liczyć bez względu na wszystko.
Pomimo trudnej tematyki jaką niewątpliwie jest samotność, Monika Szwaja wplata w swoją powieść mnóstwo humoru. W wielu fragmentach czytelnik uśmieje się po pachy, ale również wzruszy i zastanowi nad roztrząsanymi problemami książkowych bohaterów. Przewodnim motywem jaki można zauważyć podczas lektury "Anioła w kapeluszu" to temat pracy. Pracy, która dla wielu w dzisiejszych czasach staje się sensem życia. Przykład taki doskonale odzwierciedla para rodziców Jonasza, czyli Romana i Ędżi Piranii, którzy w bezsensowny pęd do kariery wtłoczyli również własnego, kilkunastoletniego syna zagrażając jego zdrowiu psychicznemu i fizycznemu. To oczywiście nieco przerysowany przykład, jednak dający sporo do myślenia.
"Anioł w kapeluszu" jest powieścią pełną optymizmu i humoru. Jak wszystkie książki autorki kończy się happy endem, jednakże nie zmienia to faktu, że wzbudza wiele refleksji podczas jej czytania. Powieść o życiu i ludzkich błędach, okraszona dużą dawką śmiechu. Czasami takiej lektury właśnie nam potrzeba. Ku pokrzepieniu serc. I nie powiem wam, co oznacza tytuł i kim jest anioł w kapeluszu, musicie sprawdzić to sami.