Druga wojna światowe i konsekwencje, jakie po sobie pozostawiła wciąż inspiruje pisarzy. Jedni to przeżyli, inni słuchają historii bliskich i próbują przekazać ją dalej – czytelnikom. W wielu relacjach, opowiadaniach, wspomnieniach czy powieściach pojawiają się obozy koncentracyjne. Rzadziej mówi się o radzieckich, powojennych obozach pracy, do których zsyłano Niemców chociażby z terenów Rumunii. Ten fragment historii postanowiła poruszyć Herta Müller pisząc „Huśtawkę oddechu”.
Trudno powiedzieć, czym tak naprawdę jest książka. Z jednej strony to zbiór wspomnień, z drugiej liryczna opowieść o 5 latach, które musiał spędzić główny bohater w gułagu. Cel? Odbudowanie zniszczonej przez Niemców ziemi radzieckiej.
Leo to fikcyjna postać wykreowana na podstawie wspomnień poety Oskara Pastior, który miał być współautorem opowieści (nim książka jeszcze powstała zmarł, pozostawiając Müller kilkadziesiąt zeszytów z notatkami). Główny bohater ma zaledwie 17 lat, kiedy trafia na listę i zostaje zesłany do obozu.
Müller nie wplata do fabuły zbyt wiele szczegółów dotyczących relacji pomiędzy zesłanymi. Trudno też powiedzieć, by książka posiadała jakąkolwiek fabułę. Są to wspomnienia, impresje, ulotne chwile, które stawały się szarą, powtarzalną codziennością. Pisarka skupia się na rzeczach, przedmiotach, które towarzyszyły głównemu bohaterowi przez cały pobyt. Tak więc razem z Leonardem czujemy cement na ciele, pył ceglany, żwir czy wreszcie głód.
W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że głównym bohaterem książki nie jest wcale młodzieniec, ale głód. Dominujący, przeszywający na wskroś, zmieniający się w ciągu dnia, zależny od pory roku. Nie znika lecz towarzyszy, czuwa i nie daje o sobie zapomnieć. Głód przyjmuje postać Anioła, który nie oddala się lecz pilnuje swojego podopiecznego.
„Huśtawka oddechu” to nie tylko historia dotykająca tematyki obozowej. To także poetyckie opisy, dalekie od naturalistycznych scen, przesiąkniętych brutalną rzeczywistością. Nawet śmierć przybiera liryczną postać sprawiając, że zaczynamy zastanawiać się nad tym, co nas otacza. Bo u Müller zwykłe przedmioty nabierają nieprawdopodobnej mocy. A to za sprawą mistrzowskiego operowania słowem.
Ale... No właśnie. Zabrakło w tym wszystkim historii. Historii człowieka. Z jednej strony zachwycałam się warstwą językową, z drugiej – nie potrafiłam związać się z bohaterem, odczuwać jego emocji i prześladującego Anioła Głodu. Zabrakło elementu, który połączyłby piękne opisy z człowiekiem i życiem obozowym. Dowiedziałam się, czego bohater się obawia, co stanowi przekleństwo, a co ulgę, kiedy lepiej przyjść po swoją porcję zupy. Nie dowiedziałam się, co tak naprawdę myślał i czuł. Być może, autorka pokazała pustkę jaką pozostawia po sobie obóz, warunki, w jakich człowiek musiał żyć i musiał walczyć każdego dnia. Być może 5 lat życia w skrajnych warunkach nie pozostawia w nas nic, oprócz patrzenia na pył unoszący się w powietrzu i oblepiający ciało.
Mnie nie przekonało, ale warto zapoznać się z „Huśtawką oddechu” ze względu na niesamowity język i styl noblistki.