Na Anielski ogień trafiłam przypadkiem, podczas przeglądania swojej osobistej listy powieści przeznaczonych do przeczytania i uznałam, że to właśnie za tę powieść zabiorę się w najbliższym czasie. Bardzo ładna okładka, intrygujący opis – wszystko to przyciągało mnie i budziło nadzieję na coś więcej niż tylko kolejny paranormal średniej klasy.
Ellie jest zwykłą nastolatką mającą w zanadrzu całkiem sporą sumę pieniędzy. Wszystkim czego pragnie jest normalne życie nastolatki oraz poprawienie stosunków z ojcem, który z niewiadomej przyczyny od kilku lat stał się wobec niej co najmniej obojętny i niechętny. Dziewczyna żyje sobie całkiem normalnie aż do momentu, gdy któregoś dnia dostrzega Willa, nieznajomego obserwującego ją z bezpiecznej odległości. Nieco później oczywiście okazuje się, że właśnie on jest jej mistycznym obrońcą od wieków, ona sama zaś jest potężną wojowniczką rodem z niebios.
Na sam początek pozwolę sobie ocenić bohaterów, którzy wywoływali ze mnie dość mieszane uczucia. Ellie jako nasza narratorka jest dziewczyną raczej niewyłamującą się z ram przeciętności, nie zachwyca ani też nie denerwuje. Jedyne co można jej zarzucić to chyba nieco przesadna jak na ten wiek infantylność, przynajmniej w moim odczuciu. Dużo wyżej natomiast ocenić mogę Willa, gdyż praktycznie od początku przypadł mi do gustu. Zrobiono z niego co prawda typowego przystojnego wybawcę, jednak polubiłam go za sam styl bycia, choć mam jedno zastrzeżenie. Chyba zbyt biernie przyjmował wszystko co dał mu los i na moje oko zwyczajnie brak mu jaj, kolokwialnie mówiąc.
„Nie możesz pozwolić, by ostatnie złe wspomnienia wyparły te dobre z przeszłości”
Powieść jest gęsto naszpikowana schematami, co nie do końca mnie ucieszyło. Bo w końcu ile razy mieliśmy już okazję czytać o wybawcy towarzyszącemu kobiecie przez wieki, podróżowaniu między wymiarami, jednej niczego nieświadomej nastolatce będącej kimś, kto ma uratować świat? To samo tyczy się wątku miłosnego. Jedynym powiewem świeżości wydają się być tutaj kosiarze i co niektóre postacie z mrocznego świata. To raczej można uznać za plus.
„- Jak było w szkole, Ellie Bean? - Nie umarłam.”
Język jest w miarę przystępny i ciekawy, a styl sam w sobie również można nazwać dość wciągającym. Akcja jednak na moje oko rozwijała się może nazbyt wolno i nie do końca dynamicznie, a same opisy walk wydawały się suche i pozbawione emocji. Tego właśnie mi tu zabrakło – wszystkich uczuć, które czytelnik mógłby przeżywać razem z bohaterami, nie mogąc oderwać się od kart powieści.
Niemniej jednak podczas czytania spędziłam przy Anielskim ogniu sporo miłych chwil, które pozwoliły mi zapomnieć o problemach zdrowotnych. Myślę, że jest ona idealnym rozwiązaniem jako książka na odstresowanie się, zapełnienie czymś nudnego popołudnia. Nie jest to natomiast powieść dobra dla czytelników, którzy liczą na zapierającą dech w piersiach, nowatorską powieść zapadającą w pamięć na długo. Z takim nastawieniem można się jedynie rozczarować, jednak jeśli podejdziemy do niej jak do zwykłego czasoumilacza – możemy być zadowoleni.