Skoro wciąż zdarza się, że jakiś chrześcijanin wypiera fakt, że Jezus był Żydem, to takie książki należy czytać i popularyzować. Hyam Maccoby, historyk specjalizujący się w starożytnych dziejach żydowskich, poszukuje prawdy o narodzinach chrześcijaństwa. Prawdy, która (str. XI ze wstępu wydawcy):
„(…) znajduje się pod stertą wielu starych dokumentów i przesądów, na które wpływ miały różnorodne interesy, a jej odkrycie jest najczęściej trudne, a czasem nawet niemożliwe.”
„Jezus i żydowska walka wyzwoleńcza” choć napisana ponad pół wieku temu, ma walor ciekawego i żywego głosu w dyskusji o stopniu zgodności nowotestamentowych tekstów z materialną prawdą opartą na istniejących innych źródłach, a w szczególności na żydowskim życiu społeczno-polityczno-prawnym w Palestynie początków rzymskiego pryncypatu. Z kilkoma niepopularnymi wśród chrześcijan tezami filologa trudno polemizować, kilka wydało mi się zaledwie alternatywami przesadnie wzmocnionymi, a w kilku przypadkach wręcz odbieram argumenty autora jako manipulację. Nie oznacza to jednak, że pozbierane fakty wpisane w etnografię okresu schyłkowego drugiej świątyni jerozolimskiej nie mają siły wpływania na rozumienie fundujących monoteizmy procesów.
Stawiając tezę, że ewangelie są jawnie antyżydowskie (jako nieoddające kontekstu rzeczywistości i świadomie przekłamujące istotę systemu społeczno-religijnego w I. w n.e.), w kilkunastu rozdziałach ją solidnie uzasadnia. Pokazuje relacje rzymsko-żydowskie, strukturę administracji jerozolimskiej, sekty i odłamy judaizmu, historycznie znany przebieg buntów w Palestynie, by następnie skonfrontować całość z myślą przekazaną przez Ewangelistów. Trochę dla rekapitulacji, warto wyliczyć niespójności: faryzeusze nie byli wrogami przesłania Jezusa, Rzym nie był tak bierny w kwestii sądzenia buntowników, Żydzi nie potępiali powszechnego w tamtym okresie mesjanizmu (a chrystusów było wielu w ich historii), sam proces nie mógł trwać kilka dni, leczenie w szabat to nie podstawa do zgładzenia, a nowotestamentowe arcykapłańskie zarzuty o bluźnierstwo były po prostu niezgodne z prawem religijnym Izraelitów. Nieco innej natury są argumenty Maccoby’ego o zelotach i hipoteza, że Barabasz to specyficzny alter ego Jezusa wymyślony dla zbudowania narracji zderzającej niewinnego z przestępcą. Ponieważ historyk akcentuje, że Jezus był apokaliptykiem (co nie było wyjątkowe w tamtym czasie), to przywołane z Nowego Testamentu (NT) fragmenty budujące jego osobowość, wpisuje w zbawczy plan i dziejowe konsekwencje. Tu historyk zaczyna poruszać się w przestrzeni alternatyw, których nie da się dowieść, pozostają ciekawymi hipotezami.
Autor nie pozostaje w narracji literackiej pasywny. Przedstawione fakty służą mu do nakreślenia motywacji twórców chrześcijaństwa. To wieloznaczny, niedowiedliwy, zniuansowany świat egzystencjalnych przekonań ludzi. Odtwarzając kulturowy kontekst, postawy zbiorowe i konsekwencje rozłamu fundującego chrześcijaństwo, wytacza ‘ciężkie armaty’ (str. 100):
„Całe wyobrażenie o człowieku-bogu, który poświęca się chcąc odpokutować za grzechy rodzaju ludzkiego, obce jest tradycji żydowskiej. Należy ona do sadomasochistycznej romantyki hellenistycznych kultów misteryjnych wraz z ich siłą przyciągania nieodpartą dla tych, dla których ciężar winy stawał się nie do zniesienia i tęsknili za tym, by zdjęty z nich został przez charyzmatyczną postać boską. Żydzi nie widzieli w tym żadnej siły przyciągania i nie chodziło im, aby wykręcić się od moralnej odpowiedzialności; ciężar moralny nie był dla nich żadnym obciążeniem, lecz przywilejem.”
Część argumentacji zawartej w książce budowana jest na zasadzie: ‘skoro A, to raczej B’. Tak jest w przypadku poszukiwania pory roku, podczas której mogła mieć miejsce konfrontacja Jezusa z Piłatem. Skoro najpewniej była to jesień (a samo ukrzyżowanie wypadło wiosną), to należy to zapisać na minus twórcom NT, jako podstawę do oskarżenia ich o nieświadome przekłamania (niewiedza) lub świadome wprowadzanie w błąd (celowość działania). Pytanie otwarte dla nas – czy to powinno mieć znaczenie (możliwość płynności terminów liturgicznych, status NT, jakość współczesnej recepcji otwartych pytaniach o fundamenty postaw religijnych)? Maccoby akcentując wpływy hellenistyczne w Ewangeliach, antyżydowski kurs w zwycięskiej opcji paulicjańskiej (kościół Pawła), szuka źródeł napięć między dwoma monoteizmami. W ten ciekawy obraz tarć wpisał jednak przesadzoną wagę znaczenia Palestyny w narracji ogólnej. Przeczytałem kilka syntetycznych historii cesarstwa i jednak administracja centralna stolicy nie żyła codziennością odległej prowincji. Kilkukrotnie zawyżając populację Żydów w cesarstwie okresu dynastii julijsko-klaudyjskiej (str. 172-173 – jednak było ich raczej 2-3% niż 10%), próbuje domknąć hipotezę o doniosłości starcia militarno-religijnego w prowincjach Judea i Syria. Tu stracił trochę na wiarygodności. Same konsekwencje i metody, które doprowadziły do dominacji chrześcijaństwa to jednak wieki kolejne, które nie stanowią przedmiot analiz autora.
„Jezus i żydowska walka wyzwoleńcza” obfituje w nawiązania do Biblii, Talmudu, do dzieł Józefa Flawiusza i Filona. Kilka formalnych dodatków stanowi dopełnienie argumentacyjne. Zdecydowanie najciekawsze dla mnie fragmenty dotyczą codzienności faryzejskiej i postaw wobec Rzymian różnych grup izraelickich. Język autora jest dość ‘sztywny’. Nie da się na dłużej zagłębić w lekturę. Zapewne tekst Maccoby’ego to dobry wstęp do nowszej pracy Leo Zena (*), która uzupełnia go o kilka faktów, zostając zaskakująco podobnym kierunek dociekań i wnioskowania.
DOBRE - 7/10
=======
* „Tak wymyślono chrześcijaństwo”, Leo Zen, Stapis 2018