Na tą książkę miałam ochotę już od dawna, a konkretnie od Targów Książki w Katowicach, gdzie miałam okazję posłuchać trochę pana Pilipiuka. Przyznam się, że to co mówił bardzo mi się spodobało, więc postanowiłam sprawdzić, czy w słowie pisanym jest równie dobry.
Zatem poznajcie Jakuba Wędrowycza - najlepszego Cywilnego Egorcystę w Kraju. Co z tego, że jest już ponad 80-letnim staruszkiem i nigdy nie bywa trzeźwy, ważne jest to, że przy nim nie uchowa się żaden upiór, wampir, czy jakiekolwiek inne straszydło.
Zza drzewa wyszedł wielki i paskudny wilk...
-Dokąd idziesz, Czerwony Kapturku? - zapytał.
-Nie jestem Czerwony Kapturek. Jestem Maciej Wędrowycz - odpowiedział malec z godnością
-Z tych Wędrowyczów? - przeraził się wilk.**
Może nie jest to literatura na bardzo wysokim poziomie, co już widać na pierwszy rzut oka, ale jak sam autor powiedział:
Rozumiem zarzuty, że pisuję fantastyczne harlekiny (a gdzie u licha w mojej prozie jest ta miłość!?), że Wędrowycz to disco-polo fantastyki etc. No dobra. Moja proza to jest disco-polo fantastyki. I co, do cholery, w tym złego!? Czy każdy musi kochać Verdiego z Bachem? Jak ktoś chce sobie poczytać odpowiednik Chopina, to niech bierze się za książki Dukaja.***
I w takim nastawieniu sięgnęłam po tą pozycję, dzięki temu nie rozczarowałam się, a nawet muszę powiedzieć, że mi się podobało, i to bardzo. Naczytałam się wiele negatywnych opinii, nie wiem, może to po prostu ze mną jest coś nie tak, ale wydaje mi się, że ludzie zbyt wiele wymagają od takich książek. Dla mnie był to po prostu przerywnik między ambitniejszymi lekturami (zauważyłam, że u mnie ostatnio dosyć dużo było tych przerywników i nie wiem, czy nie powinnam się martwić) i okazja do pośmiania się trochę z naszych narodowych "przyzwyczajeń".
Książka zawiera 12 opowiadań, różnej długości, które przerywane są np.: ciekawym horoskopem, protokołem zatrzymania Jakuba i jeszcze kilkoma takimi różnościami, które, nie powiem, bardzo urozmaicają lekturę. Nie przepadam za taką formą książek, więc to również wpłynęło na moją ocenę, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak się spodziewałam. Nietrudno zgadnąć, że najbardziej podobały mi się te dłuższe historie, czyli "Hochsztapler", czy "Hotel pod Łupieżcą", ale chyba nic nie przebije ostatniego opowiadania, pt. "Przeciw pierwszemu przykazaniu". Nie chcę się zbytnio zgłębiać w szczegóły, by nie psuć potencjalnemu czytelnikowi lektury, ale muszę przyznać, że bardzo mną wstrząsnęło, zwłaszcza zakończenie. Oczywiście głównym bohaterem prawie wszystkich historii, jest, wspomniany wyżej, Jakub Wędrowycz. Prawie wszystkich, ponieważ w niektórych pojawia się tylko jako postać drugoplanowa.
Jakub myślał przez chwilę.
-Ciapuś! - wrzasnął wreszcie. - Gdzie jesteś zdechlaku?
-Przecież nie masz psa - zdziwił się morderca.
Dwumetrowy pyton wystrzelił spod łóżka i owinął mu się wokół nóg.
-Co to jest? - zawył.
-Zdziwiony? To jest właśnie Ciapuś. Ciapuś, uduś pana.**
Niestety, przynajmniej moim zdaniem, czasami autor przekraczał cienką granicę między specyficznym humorem, a rzeczami wywołującymi niesmak. Do takich przypadków należało jedzenie psów, co, według mnie, było już zupełną przesadą. Po podaniu przepisu na Hot Doga a'la Jakub Wędrowycz miałam ochotę cisnąć książkę w kąt i już nigdy do niej nie wracać. Na szczęście się przełamałam i dobrze zrobiłam, bo w dalszej części książki już takich sytuacji było mniej i ostatecznie, jak już pisałam, podobało mi się.
Komu mogę ją polecić? Zdecydowanie tym, którzy trzymają dystans i potrafią spojrzeć na niektóre rzeczy z przymrużeniem oka, innym, podejrzewam, raczej nie przypadnie do gustu.
* Źródło:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Pilipiuk** Cytaty pochodzą z książki Andrzeja Pilipiuka - "Kroniki Jakuba Wędrowycza"
*** Źródło:
http://ksiazki.polter.pl/str2,Disco-polo-polskiej-fantastyki-c8095