Powieść sensacyjna, prawnicza, kryminalna, ale przede wszystkim nietuzinkowa. Bardzo cenię autorów, którzy miewają nowatorskie, oryginalne pomysły, wymyślają coś, czego jeszcze nie było w tysiącach innych książek.
Dan Simmons głównym bohaterem „Ostrza Darwina” uczynił doktora fizyki, byłego snajpera, byłego śledczego Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, Darwina Minora, którego przyjaciele nazywają po prostu Dar. Obecnie Darwin pracuje jako specjalista od rekonstrukcji wypadków dla Lawrence’a i Trudy Stewart, zajmujących się oszustwami ubezpieczeniowymi. Dar Minor jest człowiekiem zamożnym, nie potrzebuje pracować zawodowo, a dla Lawrence’a, na którego wszyscy wołają Larry, co go bardzo złości, i Trudy, pracuje, bo ich lubi.
Zawodowe doświadczenie Minora, nazwane przez niego i przyjaciół Ostrzem Darwina, nauczyło go, że wśród równorzędnych przyczyn najczęstszą jest zwykle głupota. To miała być parafraza prawa innego Darwina.
„Ostrze Darwina” przypomina mi opowiadania Conan Doyle’a o Sherlocku Holmesie i jego metodzie dedukcyjnej, dzięki której od niechcenia rozwiązywał większość zagadek kryminalnych. Dar pracuje podobnie. Tu się przejdzie, tam poskrobie, kawałek dalej poogląda asfalt i sąsiadujący z szosą trawnik, powącha jakiś śmieć, by ostatecznie orzec, że do wypadku doszło z powodu cukrzycy kierowcy w połączeniu z niesprawnym schowkiem na rękawiczki jego samochodu, a tak w ogóle, chodziło o próbę wyłudzenia odszkodowania przez żonę tragicznie zmarłego kierowcy.
Praca Darwina często wygląda w taki sposób:
Ponieważ furgonetka hamowała, wartość a musi być ujemna. Furgonetka Gennie hamowała przez czterdzieści metrów. A zatem wstawmy po prostu wartości w równanie prędkości początkowej:
vi = √02-2(-0/79)(32,2)(132)
vi = 82 stopy/sekundę = 55,7 mil/godzinę = 82,6 km/h
W ten sam sposób można ustalić prędkość furgonetki hamującej, skoro wiemy, że droga hamowania wyniosła dziewięć metrów. Jedyną wartością, która się zmienia, jest wartość odległości, czyli d. Zatem nasze równanie będzie teraz wyglądać tak:
vi = √vez – 2ad
vi = √02-2(-0/79)(32,2)(66)
Vi = 38,4 stopy/sekundę = 26 mil/godzinę = 41,8 km/h
Tak zatem wyglądała prędkość furgonetki podczas uderzenia. Tę samą wartość przybrała wtedy prędkość ciała pana Kodiaka, gdy w wyniku trafienia zostało ono wyrzucone w powietrze. Tak a propos równanie to działa dla furgonetek o wysokich przodach, a nie będzie pasować do większości mniejszych samochodów.
Jednak właściwa akcja powieści zaczyna się w chwili zamachu na życie Darwina Minora. Na autostradzie zaczynają do niego strzelać, jak się później okazuje, członkowie rosyjskiej mafii. Po długim i bardzo niebezpiecznym pościgu Minorowi udaje się ujść z życiem, ale nasłani na niego zabójcy giną w kraksie samochodowej. Zajście, przez jakiś czas, rejestrował obecny w pobliżu helikopter jednej z lokalnych stacji telewizyjnych.
Wprawdzie Acura NSX, sportowo-wyścigowe auto Minora, zostało podziurawione kulami, a we wraku samochodu zabójców znaleziono broń, ale to Minorowi grozi, przynajmniej teoretycznie, oskarżenie o spowodowanie zajścia, niebezpieczną jazdę, stworzenie zagrożenia itd. (dziwna ta Ameryka), Jednak najważniejsze wydaje się pytanie, kto i dlaczego próbował go zabić?
Śledztwo w sprawie zajścia prowadzi prokurator Sydney Olson do spółki z Darem Minorem; między tą parą wkrótce zaczyna „iskrzyć”. Sydney i Dar korzystają z pomocy i współdziałają z Departamentem Policji San Diego, LAPD, kalifornijską policją drogową, FBI i innymi stosownymi urzędami i instytucjami, bo sprawa komplikuje się i rozrasta coraz bardziej, tym bardziej, że wkrótce następuje kolejny zamach na jego życie. Tym razem chodziło o snajpera, który z powodu kiepskiej pogody nie zorientował się, że celuje nie do Minora, ale do jego odbicia w lustrze. I nie ulega już wątpliwości, że chodzi o spisek daleko poważniejszy i lepiej zorganizowany niż mafia węgierska, wietnamska, włoska i grecka razem wzięte.
To podobieństwo do sposobu pracy Sherlocka Holmesa, to w sumie jedyny plus tej powieści. Naprawdę świetnie się czyta o metodach dedukcji pewnego siebie Darwina Minora, ale w powieści za dużo jest kwestii czysto technicznych, za dużo instytucji, organizacji i agencji, pełniących przeróżne funkcje i reprezentowanych przez dziesiątki osób, których nazwisk nie byłem w stanie spamiętać. Wreszcie dygresje i dygresje do dygresji. Aktualna sprawa, związana z wyłudzaniem odszkodowań, to jakieś czterdzieści procent książki, a reszta, to wspomnienia z przeszłości Minora oraz wielu spraw, w których uczestniczył, często wraz z Larrym (Lawrencem). Katastrofa wahadłowca Challenger, na przykład. W badaniu wraku Minor uczestniczył osobiście i kiedy odkrył niewygodną prawdę, agencje rządowe szybko się go pozbyły. Zagadkę śmierci lady Di Darwin Minor rozwiązał z przyjacielem, siedząc przed telewizorem i obserwując na bieżąco relację z tragicznego wypadku. Takie wstawki byłyby nawet ciekawe, ale w pewnym momencie zrobiło się ich po prostu za dużo. Ostatecznie: powieść niezła, ale od połowy staje się już męcząca.