Pobawmy się trochę historią. Tu przytniemy, tam dokleimy, trochę doszlifujemy i gotowe. Po tych wszystkich zabiegach dostajemy małą cegiełkę pt. "1632". Książka z gatunku z sci-fi, w której sci-fi jest niewiele, ale i tak znajdzie sympatyków wśród czytających ten gatunek. O co chodzi? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Fabuła
Współczesne amerykańskie miasteczko zostaje przeniesione w czasie i przestrzeni. Jego terytorium i mieszkańcy w wyniku incydentu, nazwanego Ognistym Kręgiem, w jednej chwili zostają wrzuceni na terytorium Niemiec w wydarzenia wojny trzydziestoletniej. Jak odnajdą się w nowych warunkach? Jak potraktują ich tuziemcy? Czy Ognisty Krąg był cudem, czy katastrofą?
Możecie się domyśleć, że taka zmiana lokalizacji, jaką Eric Flint zafundował swoim bohaterom, wiąże się z wieloma problemami. Życie w Ameryce w 2000 roku w porównaniu do życia w wyniszczonych wojną trzydziestoletnią Niemczech to raj. Dobrobyt konta bieda, człowieczeństwo kontra okrucieństwo. Aklimatyzacja w takich warunkach to nie lada wyzwanie. Jak zapewnić sobie bezpieczeństwo? Jak zadbać o pełną lodówkę? Kto ma podejmować najważniejsze decyzje? Na takie i podobne pytania będą musieli odpowiedzieć sobie amerykańscy rozbitkowie.
Gatunek
Uwielbiam wszelkie zakrzywienia historii w literaturze, a już absolutnie szaleję za mieszaniem epok, ale mam wrażenie, że ta odmiana sci-fi nie jest bardzo popularna. Ja sama nazywam ją fantastyką bez fantastyki. W takich książkach nie znajdziemy robotów, kosmitów, magii czy troili. Poza samym namieszaniem w czasie, bohaterowie takich powieści muszą zmierzyć się z codziennymi sprawami w niecodziennej sytuacji. W "1632" wręcz cofają się technologicznie o prawie 400 lat. Muszą poradzić sobie bez udogodnień, które wydawały im się oczywiste, lub znaleźć sposób, żeby je samemu zbudować. To taka ekstremalna odmiana survivalu.
"1632" to książka w bardzo amerykańskim stylu.
Pomyślicie sobie teraz, że przecież to oczywista oczywistość. Stworzona została przez Amerykanina i jest o Amerykanach. A jednak nie potrafię znaleźć lepszego słowa na określenie stylu, w jakim jest napisana. Jest ona dokładnie taka jak seriale amerykańskiej produkcji (i jest bardzo dobrym materiałem na serial). Otrzymujemy bogactwo bohaterów i wątków. Dostajemy prawdziwych herosów, odważnych, z wielkim sercem, potrafiących znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Wreszcie autor serwuje nam krwawe sceny przeplatane z pokrzepiający, zabawnymi sytuacjami, a wszystko osładza miłosnymi wątkami.
Historia
W tego typu publikacjach fikcyjni bohaterowie i wydarzenia mieszają się z tymi historycznymi. Książki absolutnie nie traktuję jako źródła wiedzy, ani nawet jako beletrystyki historycznej, w jej ogólnej koncepcji jest zbyt dużo abstrakcji, mimo tego chciałabym, żeby autor wyszczególnił, skąd czerpał informacje. O ile większość można uznać za wiedzę ogólną, to w kilku momentach tekst prosi się o przypis, np. kiedy autor sugeruje, czyje sztuki tak naprawdę zostały wydane pod nazwiskiem Szekspira, lub snuje rozważania, czy i jak król Szwecji Gustaw II Adolf przyczynił się do rozwoju wojskowości.
Podsumowanie
Eric Flint napisał dość szaloną książkę. "1632" oferuje nam zderzenie kultur i obyczajów o mocy meteorytu uderzającego w ziemię. Powieść jest wielowątkowa, a przy tym uporządkowana. Napisana jest lekkim i dynamicznym stylem. To coś dla fanów alternatywnych wersji historii i oraz dla pasjonatów kultury amerykańskiej (ukazanej na nietypowym tle).