Wyobraźcie sobie, że budzicie się na łące, w pięknych okolicznościach przyrody. Jest cudowny, słoneczny dzień. Nie, zaraz, ze snu zbudził was królik, ubrany w kamizelkę, na dodatek dziwnie połączony z mechanizmem zegarowym, wbudowanym w brzuch. Dodatkowo mówi, że musicie udać się do Krainy Czarów, uratować mieszkańców od rządów Królowej Kierów.
Nie musicie sobie tego wyobrażać, wystarczy sięgnąć po grę książkową Jonathana Greena. Książka, a jednocześnie gra, jest portalem do przeżycia razem z Alicją niesamowitej przygody. A właściwie koszmaru…
Gra książkowa (możecie się spotkać z określeniem „paragrafowa”) to połączenie książki i gry, w której gracz, dokonując wyborów, ma wpływ na fabułę i decyduje o tym, w jakim kierunku rozwinie się przygoda. Czy kiedyś czytając książkę, zastanawialiście się co by było, gdyby akcja potoczyła się inaczej, bohater nie zachował się zgodnie z oczekiwaniami autora? Jeśli tak, gra jest dla was. W przeciwnym razie również, bo to naprawdę świetna rozrywka.
W skrócie polega to na tym, że po przeczytaniu fragmentu (najczęściej krótkiego paragrafu) to my decydujemy, co zrobi główna bohaterka. W zależności od dokonanego wyboru, przechodzimy do kolejnego, wskazanego w tekście paragrafu (są one zmieszane i rozrzucone po całej książce, dzięki czemu trudno podejrzeć kolejny krok). Od nas zależy jak potoczy się akcja i zakończy gra (jest więcej niż jedno zakończenie rozgrywki).
„Koszmar Alicji w Krainie Czarów” w porównaniu z grami, w jakie przyszło mi kiedyś grać (mam na myśli serię „Wehikuł czasu”) jest bardzo rozbudowana. Zabawa zaczyna się już na etapie tworzenia postaci. Służy do tego specjalna karta, na której zapisujemy cechy: zwinność, szaleństwo, rozum i walkę (ta ostatnia przyda się w starciu z wrogami, a tych nie brakuje). Alicję cechuje też wytrzymałość, która gdy spadnie do zera, kończy grę (dlatego warto mieć przy sobie prowiant i inne przedmioty, regenerujące punkty wytrzymałości). W trakcje rozgrywki znajdziemy wiele nietuzinkowych, przydatnych przedmiotów. Warto je dodać do wyposażenia, bo nigdy nie wiadomo kiedy, nawet niecodzienne rzeczy uratują nam skórę. A koszmarnych spotkań nie brakuje. Wystarczy wspomnieć tylko o mechanicznych Tik-takaczach, albo przerażającej kucharce, gotującej zupę z… to tak okropne, że nie chce mi przejść przez klawiaturę. Zresztą sami zobaczycie. I przyjdzie Wam prawdopodobnie nie raz zginąć, bo niektóre potyczki są trudne, a niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku. W końcu to Kraina Czarów.
Gra ma niesamowity klimat, mroczny, chwilami nawet przerażający (duża w tym zasługa ilustracji Keva Crossleya), więc przeznaczona jest raczej dla starszej młodzieży i dorosłych. Rozgrywka jest, co zadowoli graczy, długa. Może spokojnie trwać tydzień, po kilka godzin dziennie. A co najważniejsze, nie dłuży się, nawet gdy pokonujemy rozbudowany labirynt wśród żywopłotów (tutaj łatwo się zgubić, więc warto rysować w czasie wędrówki mapę, zwłaszcza, że będziemy często wracać do niektórych miejsc).
Muszę przyznać, że Jonathan Green „odwalił kawał dobrej roboty”, tworząc „Koszmar Alicji w Krainie Czarów”. Razem z Kevem Crossleyem powołali do istnienia grę, od której ciężko się oderwać, zapewniającą graczowi (lub graczom, bo można grać w kilka osób, odczytując paragrafy na głos) wielogodzinną rozgrywkę. Gra przypadła mi do gustu i jestem pod wrażeniem. Jeśli spodoba Wam się gra, to z pewnością, ucieszy też zapowiedź „Złego Czarnoksiężnika z Oz” również autorstwa Jonathana Greena. A „Koszmar Alicji w Krainie Czarów” polecam gorąco. Ten koszmar warto przeżyć na własnej skórze.