„Aleo. Ukrywany strach” to dosyć dziwna książka. Dawno nie spotkałem się z tym, aby Autor unikał dialogów. Ostatni raz miało to miejsce, gdy byłem dzieckiem. W tym wypadku nie jest to wada, ale czyta się odrobinę dziwnie, jakby się wisiało nad bohaterami i czytało w ich myślach. Powieść jest wciągająca, ale akcja rozwija się powoli. Autor dużo uwagi poświęcił opisom miejsc, opisom całego otoczenia. Chwilami miałem wrażenie, że Tomasz Miękina zabawił się w antropologa opisującego inny, trochę zagubiony świat. Ciekawe, ale jednak brakuje mi dialogów. Widać, że Autor ma duża wyobraźnię – wymyśla własne nazwy na znane nam zjawiska, nadaje nowe nazwy zwierzętom, roślinom czy porom roku. Są momenty, że potrafi zaskoczyć. Jesteśmy pewni, że coś się wydarzy – a tutaj niespodzianka. Tak było choćby na początku, gdy młody Thorsen wyruszył na szczyt wulkanu i zaskoczyła go nawałnica. Po jakimś czasie wraca do swej wioski, i nikogo nie zastaje. W tym momencie myślałem, że może ktoś ich porwał, wziął do niewoli. Ale nie, okazało się, że nie… Sprawdźcie sami.
W tym tomie mamy dwóch głównych bohaterów. Thorsena – włóczykija już od najmłodszych lat, który wyrasta na swoistego „supermena średniowiecza”. Bo chyba można przyjąć, że całość toczy się w epoce przypominającej średniowiecze, i chyba bardziej polskie, niż europejskie. Thorsen jest wszędzie gdzie trzeba; pomaga wszystkim, jest cudownie przystojny, inteligentny, w swym słowniku nie zna znaczenia słowa „niemożliwe”, i jest niemożliwe młodym wiekiem weteranem. Co więcej, ma duszę i potrafi odwzajemniać uczucia przyjaźni, troski, miłości, oddania. Taki prawie Herkules, ale ludzki.
Drugi bohater, a raczej bohaterka, to tytułowa Aleo. Jak to bywa, konwencja wszak to wymusza – Aleo to dorastająca kobieta (ach te 17 lat, kiedy to było). Nie zdziwcie się więc, że jest piękna, inteligentna, nad wyraz dobra, trochę naiwna w stosunku do ludzi, ale wszystkich kocha szczerze (tylko nie mnie ;p ). Co więcej, jest następczynią tronu, choć wychowuje się w dosyć skromnych warunkach, u swego wuja, dawnego generała… Nie ma służek, wszystko robi sam. Naprawdę!
Nasi bohaterowie przez przypadek się poznają, i między nimi rodzi się uczucie. Początkowo młodzi, jak to młodzi, nie czują nic poza chęcią przebywania ze sobą. I jeszcze raz – ach ta naiwna młodość. Koniec końców zaczyna rodzić się między nimi coś głębszego. Ale wtedy on wyjeżdża w podróż w nieznane, ona zaś tęskni i ratuje ludzi, którzy ucierpieli podczas powodzi.
Powieść jest interesująca, ale ma kilka, moim zdaniem, mankamentów. Po pierwsze – ciężko jest uwierzyć, aby następczyni tronu mieszkała w zwykłym domu tylko ze swym wujem. Ciężko również pogodzić się z tym, że każdy ma do niej dostęp – piekarz, sierota, sprzedawcy… Jeszcze bardziej niewiarygodne wydaje się to, że bezpośrednio uczestniczy w życiu nie tylko swoich najbliższych sąsiadów, ale i dalszych znajomych, którym co rusz pomaga, czy to słowem, czy jakimś czynem.
Druga wada – jak już pisałem wcześniej – brak dialogów. Bohaterowie są interesujący. Chciałbym móc głębiej wniknąć w ich mentalność, w ich psychikę. Wprawdzie mamy możliwość zgłębienia się w ich myśli, ale to trochę za mało.
Po trzecie – jak to możliwe, że zwykły człowiek, wprawdzie owiany już sławą, ale jednak, od razu dostaje miejsce w zamku przy parze królewskiej i ma nieograniczony dostęp do córki króla? Ja bym strzegł córki jak oka w głowie, i z pewnością, nie miałaby takiej swobody jak Eli. Co dopiero pozwolić jakiemuś obcemu osiłkowi pozwolić się spotykać z prawie dorosłą dziewczyną. Przecież są hormony! Powtórzę to jeszcze raz – sex, drugs and rock&roll…
Po czwarte – Thorsen w swych dokonaniach jest trochę przerysowany. Owszem, istnieją ludzie, dla których pokonywanie przeszkód jest błahostką. Ale 9-latek zabijający wrogów i to z taką wprawą? I na pewno widok tylu śmierci w tak młodym wieku, musiałoby spaczyć jego charakter, albo przynajmniej powinny mu towarzyszyć koszmary senne. A tego brak. Nasz bohater jest niemal krystalicznie pozbawiony tego typu uczuć.
Miało być jeszcze po piąte, ale uznałem, że jednak mężczyźni są wolnymi duchami, i pewnie mając obok siebie piękną kobietę, w dodatku przyszłą królową, puścili by wodze fantazji, by ruszyć na poszukiwanie przygody. Współczuję wam drogie Panie. Naprawdę – faceci to jednak idioci.
Podsumowując, czytając książkę „Aleo. Ukrywany strach” przeżywałem przygodę, może nie nazbyt intensywną, ale ciekawą. Były momenty naprawdę wciągające, ale i chwile, gdy miałem ochotę odłożyć książkę. Akcja toczy się na tyle szybko, że książkę można pochłonąć w jeden wieczór. Więc jeśli nie macie nic ciekawego do zrobienia, chwyćcie ją w dłoń, i zapoznajcie się z naszymi bohaterami.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.