Po raz kolejny zawitała do mnie „Włóczykijka”. Z koperty wyjrzała niewielka książeczka w brązowej, nieciekawej okładce. W księgarni pewnie bym na nią nawet nie zwróciła uwagi a szkoda by było bo pod nijaką okładką kryje się bardzo prawdziwy obraz naszej współczesności przepełniony ogromem emocji .
Książka Ilony Hruzik składa się z trzech opowiadań, których tematem przewodnim jest egzystencja rodzin dotkniętych alkoholizmem. Scenerię tych historii stanowi Bytom. Nie znajdziemy tu jednak opisu pięknego bytomskiego rynku czy ulic w centrum miasta. Autorka prowadzi nas do rozsypujących się familoków, do obskurnych mieszkań w zakazanych dzielnicach czy wreszcie do dworcowej poczekalni i parkowych ławek okupowanych przez bezdomnych.
Tytułowe opowiadanie to historia Joli. Córka wiecznie pijanych rodziców nie ma żadnych szans aby wyjść ze swojego środowiska. Gwałt, wczesna ciąża, utrata dziecka odebranego jej zaraz po porodzie to zbyt duży ciężar z którym młoda dziewczyna nie jest sobie w stanie poradzić. Bez oparcia w rodzinie, bez pracy i mieszkania szybko znajduje się na marginesie społeczeństwa. Nikt nawet nie podejrzewa, że ta bezdomna, często podpita żebraczka ma w sobie ogromne pokłady wrażliwości i niesamowitą umiejętność obserwowania i opisywania otaczającego ją świata.
Drugie opowiadanie pt. „Życiorysy przeklęte” dotyczy problemu o którym ostatnio coraz głośniej się mówi a mianowicie nadużywania alkoholu wśród kobiet. Historia jakich wiele – przypadkowa znajomość, ciąża, szybki ślub pomimo ostrzeżeń przyjaciół i gorzka prawda: Barbara jest alkoholiczką. Pije pomimo ciąży, do porodu zgłasza się pod wpływem alkoholu a po urodzeniu Agatki potrafi zostawić wózek z kilkumiesięcznym dzieckiem na trzaskającym mrozie. Mąż próbuje walczyć z uzależnieniem żony jednak wszystkie metody zawodzą. Miota się w tym toksycznym związku, odchodzi i wraca, w pewnym momencie myśli nawet o samobójstwie. Przed ostatecznym rozwiązaniem powstrzymuje go tylko lęk o ukochaną córeczkę, która ma w nim jedyne oparcie.
„Tylko grudnia nie lubię” to z kolei historia spotkania dwójki młodych ludzi. Ona, z powodu alkoholizmu matki wychowywała się w domu dziecka. On pochodzi z zamożnej ale rozbitej rodziny i właśnie przeżywa ogromną tragedię – u jego matki wykryto złośliwy nowotwór. Przypadkowe spotkanie w dworcowej poczekalni, kilkugodzinna, szczera „nocna Polaków rozmowa” pomogła nawiązać nić porozumienia i sympatii z której rozwija się prawdziwe i szczere uczucie.
Lektura tej książki w połączeniu z fatalną pogodą za oknem dosyć mocno mnie przygnębiła. Autorka opowiada w sposób bardzo realistyczny, nie upiększa swoich bohaterów, nie wymyśla cudownych Happy Endów ale nie pozbawia też zupełnie nadziei na zmianę losu. Jednak ta zmiana nie dokona się za pomocą magicznej różdżki czy szczęśliwego zbiegu okoliczności – trzeba o nią walczyć a i w takim wypadku wcale nie ma pewności, że wszystko się uda. Realizmu przedstawionym historiom dodaje sposób prowadzenia narracji. To ciąg retrospekcji, oderwanych obrazów z których wyłaniają się poplątane losy bohaterów ich tragiczne przeżycia i skromne marzenia.
Książka podejmuje bardzo poważny i ważny społecznie temat który może nas samych nie dotyczy osobiście ale pewnie w naszym otoczeniu znajdzie się przynajmniej jedna rodzina borykająca się z problemem alkoholowym i nie wolno nam być wobec nich obojętnym. Czasami wystarczy bardzo niewiele aby coś zmienić i dać szansę na nowe, lepsze życie…