Zapewne wielu kibiców reprezentacji biało-czerwonych pamięta to zdanie, które zamieściłem w tytule. Zdanie, które zostało wykorzystane przez Roberta Górskiego w skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju. Wielu pamięta, że selekcjoner reprezentacji Polski Paweł Janas, zaszokował całą piłkarską Polskę powołaniami na Mundial w Niemczech. Zabrakło w niej Jerzego Dudka, ale też Tomasza Kłosa. No i zabrakło największego bohatera tamtych kwalifikacji Tomasza Frankowskiego. Piłkarza Wisły Kraków, dzięki któremu nasza kadra mogła się spakować i jechać na Mistrzostwa Świata. Na mistrzostwa, które zakończyły się klęską, klapą na całego.
Właśnie o nim jest ta książka. O filigranowym piłkarzu, którego marzenia o mistrzostwach, zamknął niezrozumiałą decyzją selekcjoner reprezentacji. Prawdziwa historia łowcy bramek to świetny wywiad-rzeka, który z piłkarzem przeprowadził Piotr Wołosik, dziennikarz sportowy Przeglądu Sportowego.
Czego dowiemy się o Tomaszu Frankowskim? Na pewno dla fanów Wisły Kraków czy Jagiellonii Białystok, których barwy reprezentował na polskich boiskach, opowieść czterokrotnego króla strzelców polskiej ekstraklasy, nie będzie jakimś wielkim zaskoczeniem. Dla fanów piłki nożnej już bardziej, bo z kart książki dowiemy się, nie tylko o tym, jak Franek nie pojechał na Mundial, ale też prześledzimy jego początki kariery, poprzez polskie boiska, aż na stadiony Francji, Japonii, Hiszpanii, Anglii i Stanów Zjednoczonych.
Poznamy jego życie osobiste u boku ukochanej żony, Ewy. Dlaczego po zakończeniu piłkarskiej zdecydował się na karierę polityczną i wystartował w wyborach do Europarlamentu?
Lubię takie biografie, ponieważ Tomasz Frankowski już zakończył karierę sportową i w niniejszej publikacji mogę prześledzić całokształt dokonań piłkarza. A książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem, choć muszę przyznać, że nie byłem fanem Frankowskiego, ponieważ kibicuję zdecydowanie innej drużynie w ligowych rozgrywkach piłkarskich.
Polecam książkę wszystkim fanom piłki nożnej. Doceniam dokonania Tomasza Frankowskiego i bardzo żałuję, że jego marzenia nie spełniły się. Choć i tak na nic gdybanie, co by było, gdyby jednak Paweł Janas zabrał Franka na mistrzostwa...