"Afganistan na kołach" to nieco inna historia, niż te, którymi dotychczas częstował nas Naval - były operator Jednostki Specjalnej GROM. W dużym uproszczeniu, to wypadkowa pomiędzy "Świat na celowniku" będącą niejako przewodnikiem po niecodziennych miejscach znanych z militarnych działań, a tytułami przedstawiającymi te konkretne na polu walki. W każdym z powyższych pojawia się Afganistan, a z nim wszystko to, co zostało już ukazane podczas konkretnych zadań. Tutaj, punkt widzenia, ten z samochodu, ma kluczowe znaczenie.
Cóż to za odkrycie? - można pomyśleć. Różnica jest jednak istotna jeśli rozpatrzymy stosowane sposoby przemieszczania się jednostki specjalnej GROM. Patrol samochodowy bez wątpienia różni się od transportu helikopterem, czy też samolotem, z którego trzeba wyskoczyć i opaść w wyznaczone miejsce za pomocą spadochronu. W tych ostatnich raczej nie ma miejsca na rozglądanie się i swobodne podziwianie widoków. Szybko następuje uderzenie o ziemię i gotowość do podjęcia walki. Patrol samochodowy, a w tym przypadku w amerykańskich HMMWV (Humvee), pozwala na swego rodzaju rekonesans i próbę spojrzenia na ten kraj pod nieco innym kątem. Czasem za dnia, często w nocy, jak i przez obraz noktowizora.
Klimat w jakim utrzymana jest ta opowieść wydaje się być lekko przyswajalny. Naval ze spokojem opisuje kolejne wyjazdy, choć na podstawie poprzednich książek ma się świadomość jakie napięcie w tym momencie towarzyszy każdemu specjalsowi. Patrole przeprowadzane są po bezdrożach, z jednej strony ukazując różnorodność klimatu Afganistanu (głównie różnice temperatur) jak i jego krajobraz: ośnieżone góry, wypalone słońcem doliny i piasek oraz pył który po chwili zalega w przełyku oraz zatokach.
Naval w tej odsłonie, głównie zajmuje stanowisko kierowcy pojazdu, więc jego czujność i spostrzeżenia są jak najbardziej wytłumaczalne. U nas wypatrywałby dziurawych studzienek, ubytków w asfalcie, czy też wysokich krawężników. W Afganistanie, niestety wachlarz zagrożeń z jakim musi się zmierzyć jest zdecydowanie szerszy a tym samym kierowca zmuszony jest by odpowiednio dostroić swój sposób obserwacji. Na bezdrożach nie ma dziur, bo cała droga potrafi być usłana kamieniami, ale wystarczy, że spod jednego wystaje drobna wiązka kabli a najechanie na taki twór skończy w jednej chwili żywot wszystkich podróżników. Wjechanie na grząski grunt i zatrzymanie patrolu też nie jest wygodnym zrządzeniem losu, bo Talibowie pojawiają się w takich momentach jak na zawołanie.
Żeby nie było tak zwyczajnie, na deser dostajemy relację z jednego z takich wyjazdów, który przeradza się w operację Grunwald II, po której nasz kierowca Naval zostaje odznaczony Orderem Krzyża Wojskowego, który wg definicji zostaje wręczany jako "za śmiały czyn bojowy albo osobiste męstwo w akcji bojowej".
To ciekawa opowieść i wbrew pozorom malowniczy obraz tego miejsca. Dziki, cichy a jednak wyjątkowo zabójczy. To niestety tylko ułamek obszaru jaki w tym czasie możemy odkryć , ale prowincja Kandahar daje czytelnikowi możliwość zrozumienia jego różnorodności. Dalej podobno jest tak samo, wszędzie góry, doliny, strome zejścia i wąskie ścieżki. Małe wioski, drobne poletka uprawne i miejscowi wyprowadzający zwierzęta. Czasem jednak ktoś przy okazji niesie broń, lub z niebezpieczną prędkością zbliża się w kierunku wojskowej bazy. W jednej chwili można podziwiać wschód słońca, a już za chwilę kryć się przed odłamkami wybuchającej bomby.
Ps. Jak to z Navalem bywa i w tej pozycji znalazły się słowa goryczy przy okazji medialno-samochwalczych zagrywek polskiego rządu. Ten temat pojawiał się już w wielu poprzednich książkach i czuć, że jest solą w oku. Co innego w mediach, co innego za granicą. Smutne i kłuje w oczy jak ten afgański piasek.