Życie niestety nie zawsze przypomina bajkę. Wbrew temu co wpajają nam filmy czy większość książek z tak zwanej literatury kobiecej, nie wszyscy otrzymujemy od losu happy end. Od czasu do czasu warto to sobie uświadomić, a chyba nic nie działa w takim wypadku lepiej od dobrej powieści obyczajowej ukazującej prozę codziennego życia. To dlatego sięgnęłam po prozę autorstwa pani Moniki Orłowskiej. By móc doświadczyć tego cudownego momentu, kiedy uświadamiam sobie jak wielkie mam szczęście.
Ewa pragnęła tego czego każda młoda, wkraczająca w dorosłość kobieta - ciekawej pracy, bezpiecznego domu i cudownej rodziny. Kiedy wychodziła za Adama, nic nie wskazywało na to, że będzie musiała zrezygnować z owych marzeń. Adam wydawał się być ucieleśnieniem męskiego ideału, owszem był odrobinę starszy i na dodatek wychowywał samotnie dorastającą córkę, ale poza tym reprezentował sobą wszelkie pożądane cechy. To dlatego zgodziła się za niego wyjść i zamieszkać za granicą. Bo wierzyła, że to może być jej recepta na szczęśliwe życie.
Zycie jak z bajki skończyło się jednak wraz z wylewem matki Adama. Elegancka i dystyngowana starsza dama potrzebuje ciągłej opieki, nawet przy najprostszych, codziennych czynnościach. Odpowiedzialność za chorą matkę, Adam zrzuca jednak na barki małżonki. Ewa opuszcza Wyspy Kanaryjskie i razem z pasierbicą oraz córeczką wraca do Krakowa. Podczas gdy sama zmaga się ze wszystkimi obowiązkami, Adam obwinia ją za każdy przejaw pogorszenia zdrowia matki. Całej sytuacji nie ułatwia jeszcze pasierbica Ewa, która nieustannie okazuje kobiecie swoją niechęć. Kiedy Ewa zaczyna podejrzewać, że Adam ją okłamuje, czara goryczy przelewa się. Nadchodzi czas na zmiany.
Tytuł "Adam i Ewy" jest niezwykle sugestywny i niedwuznaczny. Gdyby sugerować się tyko nim, można by w głowie nakreślić fabułę rodem z amerykańskiego filmu - młody, albo nieco zaawansowany w latach, biedny, albo bogaty, ale koniecznie przystojny bohater o wdzięcznym imieniu Adam wiedzie beztroskie życie, otoczony wianuszkiem kobiet. Cóż, nic bardziej mylnego.Monika Orłowska gra swoim czytelnikom na nosie/ Bo może i historia, którą przedstawia rzeczywiście w jakimś stopniu tyczy się tytułowego Adama, ale ani nie jest on przystojny, ani tym bardziej rozchwytywany przez kobiety.
"Adam i Ewy" to raczej smutna niż wesoła historia, w której pani Orłowska przygląda się problemom współczesnego świata i podsuwa nam tematy do refleksji na długie, bezsenne noce. Bo tak łatwo jest rzucać pustymi frazesami wedle których rodzina jest najwyższą wartością, ale znacznie trudniej jest je wcielić w życie i poświęcić wszystko dla dobra bliskich. Poświęcenie to jednak nie jedyna kwestia, którą porusza pani Orłowska. Autorka drąży głębiej pośród trudów codzienności i wywleka na światło dzienne problemy, z którymi mierzy się większość współczesnych kobiet; trudne relacje rodzinne, rezygnacja z własnych ambicji, opieka nad starszą osobą a także uczenie się wybaczania.
I chyba właśnie ta uniwersalność ujmuje czytelnika najbardziej. Bo tak naprawdę Ewą mógłby być każdy inny człowiek. Słusznie autorka oddała narracje w ręce głównej bohaterki. Uczyniło to całość bardziej wiarygodną i nadało historii osobistego charakteru. W pewnym momencie, gdzieś między jednym a drugim zdaniem zapomniałam, że opowieść Ewki jest jedynie fikcją i nie rozgrywa się w rzeczywistym świecie.Naprawdę, pani Orłowska wykazała się wręcz niebywałą zdolnością do oddawania emocji.
Autorka naprawdę potrafi władać piórem. Jej styl jest lekki i niewymuszony, przede wszystkim jednak - przekonujący. Nie byłaby również sobą gdybym nie wspomniała o roli jaką odgrywa w całości mój ukochany Kraków. Zagłębiając się w lekturze, nawet przez chwilę nie miałam wątpliwości skąd pochodzi autorka. Naprawdę, łatwo jest dostrzec czy pisarz mówi o miejscu, które zna tylko z wrażeń innych ludzi czy też o takim, które poznał osobiście i darzy uczuciem. A sądząc po lekturze "Adama i Ewy" pani Orłowska z pewnością nie pozostaje obojętna na krakowskie uroki.
Trochę szkoda, że powieść naprawdę dobra kończy się tak szybko, bo chciałoby się jeszcze przy niej wypić filiżankę albo nawet dwie herbaty. Trochę szkoda też, że Pani Orłowska decyduje się na otwarte zakończenie historii. Autorka wykazała się niebywałą zdolnością do ukazywania ludzkich uczuć i ciekawa jestem jak poradziłaby sobie z jednoznaczny zamknięciem opowieści.
"Adam i Ewy" potwierdza moje zdanie jakoby rynek polskiej literatury miał wiele do zaoferowania. ?Nie zgadzam się ze stwierdzeniem że owa powieść należy do tak zwanej literatury mało ambitnej. Pani Orłowska porusza bowiem tematy ważne, i mimo drobnych mankamentów, robi to naprawdę bardzo dobrze. Odsyłam Was do lektury, a sama wybywam na poszukiwanie innego utworu autorki.