„Ksin. Początek” to pierwsza części znane j już niektórym sagi o Kotołaku. Aktualne wydanie to nie tylko świetna okładka, która mocno przykuwa uwagę, ale również sporo nowych wątków i ciekawy bestiariusz – tak przynajmniej wyczytamy w informacji. Jest to moje pierwsze spotkanie z tym tytułem i niestety nie mam osobistego porównania z poprzednią wersją książki, ale na ile udało mi się poznać aktualną treść, mogę powiedzieć, że trudno jest się do niej przekonać. Bo choć pomysł mocno mnie zaintrygował, uwielbiam tego typu historie, to jednak ta opowieść wydała mi się nieco męcząca. Relacje między bohaterami wyglądały zanadto sztucznie, a historia Ksina – mało przekonująca…
Zacznę jednak od pozytywnych cech. Najbardziej w tej powieści urzekł mnie pomysł na stworzenia bardzo oryginalnych postaci i stworów. Chociaż w fantastyce uraczymy wiele wampirów, strzyg, magików i tym podobnych, to tutaj można dostrzec coś zupełnie ciekawszego. W każdym zakamarku fabuły znalazło się miejsce dla każdej postaci (mnie lub bardziej ważnej, mniej lub bardziej strasznej) i każda miała jakąś rolę do odegrania. Kiedy poznajemy kolejno każdą z nich, powoli również odkrywamy cechy głównych bohaterów, co najbardziej tyczy się samego Ksina. I to połączenie fajnie wygląda. Jedynym minusem jest fakt, że tych stworów jest niezliczona ilość, łatwo się pogubić. Dlatego bestiariusz jest bardzo przydatną rzeczą. I nie powiem, bardzo ciekawie opisaną.
Dalej jednak nie mogę powiedzieć, że było super. W trakcie lektury wynikały bowiem coraz nowsze wątki, coraz więcej akcji i kolejne niespodzianki. Z każdym rozdziałem zalewała mnie nowa fala treści, która często nie pozwalała na spamiętanie poprzedniej części. Początek był bardzo efektywny, jednak później akcja sporo zwolniła i przez to dużo wolniej szła lektura. W dużej mierze obserwowałam same wędrówki, rozmowy i czasem jakąś walkę. Zdecydowanie za mało się dzieje, a jeśli już – za szybko się kończy.
Podobnie jest z relacjami między bohaterami. Może nie zawracałabym sobie tym głowę, jednak w przypadku tej książki dużo razy rzucają się w oczy. Samych cech charakteru postaci nie ma co krytykować – są one wyraziste, ostre i nadają tej książce smaku. Jednak w porozumieniu się z innymi radzą sobie gorzej. Ich odczucia są z lekka sztuczne, drętwe; ich wypowiedzi czasem nie mają logicznego związku z aktualną sytuacją. Nie wspomnę już o chwilach „namiętności”, które pojawiają się dość często. To również nie powinno aż tak przeszkadzać, jednak ich częstotliwość jest spora, i często pojawiają się w mało stosownym czasie. Zwłaszcza jeśli chodzi o relację Ksin-Hanti. Połączenie kotołaka i byłej prostytutki – to raczej mało romantyczne…
Być może wersja oryginalna, bez żadnych dodatków i nowych wątków, wygląda ciekawie, jednak ta wersja nie bardzo przypadła mi do gustu. A szkoda, bo z początku wydała mi się bardzo interesująca i byłam bardzo jej ciekawa. Tymczasem okazała się mało porywająca, sztuczna i czasem przekombinowana. Nie twierdzę, że autor pisać nie potrafi – potrafi i to bardzo ciekawie, czego dowodem jest sama konstrukcja bestiariusza i fakt, że ponownie wydano tę powieść. Jednak mam wrażenie, że przy poszerzaniu historii po prostu przedobrzył. Być może pierwsza wersja jest lepsza. O tym zamierzam dowiedzieć się w przyszłości. Tymczasem radzę przemyśleć dwa razy lekturę tego tytułu. Nie gwarantuję, że się spodoba.