Czym jest ,,Ewolucja"? Jak rozumieć ów proces, prawo, czy po prostu ,,to coś", co niczym Moc z Gwiezdnych Wojen ukształtowało życie na naszej planecie w sposób dla ludzi niepojmowalny? Co sprawiło, że Ewolucja jest czymś tak wysublimowanym, tak odmiennym i abstrakcyjnym, że o tym procesie nie można nie powiedzieć nic innego jak tylko, że zdaje się ona przyjmować postać trudno wytłumaczalnej i interpretowalnej ,,stałej" - swego rodzaju wzorca, czegoś podobnego do słynnej einsteinowskiej "Stałej Kosmologicznej", wpisanego w głęboki poziom funkcjonowania Wszechświata. Wzorca ukształtowanego do tego stopnia, że samo istnienie ewolucji (ciężko mówić w tym odniesieniu do Ewolucji właśnie o jakimkolwiek jej ,,istnieniu"),to egzystencja całego Wszechświata; istnienie Wszechświata z kolei to istnienie Ewolucji.
Najdziwniejsze, ale na pewno nie najgorsze, po prostu nadzwyczaj kłopotliwe dla każdego zaznajomionego z tego rodzaju biologiczno-genetyczną dziedziną nauki/wiedzy, tym bardziej z współczesną biologią, antropologią, paleoantropologią, paleogenetyką i temu podobnymi, specjalisty, jest w prostych słowach wyjaśnić to czym jest ta słynna, zapoczątkowana przez Darwina prawie że dwa stulecia temu Ewolucja. Sądzę, że powiedzenie, że ,,Ewolucja to prawo" to niedopowiedzenie; nie wystarczy tego typu określenie w sytuacji, gdy wymyka się ona jakiejkolwiek rozsądnej i obiektywnej kategoryzacji. To prawo, ot niematerialna część Wszechświata i sama konsekwentność istnienia życia. Ewolucji doświadczamy na każdym kroku, m.in. poprzez świadome, czy nieświadome obserwowanie i ,,podpatrywanie” różnorodności życia, które nas zewsząd otacza. Fantazyjność i złożoność ,,Pani Ewolucji” jest bujniejsza i okazalsza niżeli mogła by sobie to wyobrazić, jakkolwiek wykreować nasza i tak dość szeroka wyobraźnia. Przykładowo ewolucja gatunku ludzkiego, jest niczym gęsty las zagadek i tajemnic, przez który nie udało się jeszcze nam ludziom całkowicie przebrnąć, jakbyśmy brodzili niekiedy bezcelowo przez gąszcze liści, krzaków, krzywo rosnących gałęzi i traw, gdy nieopodal leży idealna ścieżka czekająca na odkrycie. Drzewo genealogiczne Homo Sapiens nie jest całkowicie poznane. Weźmy na ten wzgląd pewną zagadkę, ściślej: fenomen rzekomo niegdyś istniejących na Ziemi gigantycznych humanoidów. Według teorii paranauki, czy czegoś podobnego kryptozoologii właśnie, w pewnym okresie w dziejach planety odgałęził się całkowicie inny gatunek od głównej linii hominidów, ewoluując do formy istoty wysokiej, uwzględniając w konsekwencji jej średni, gatunkowy wzrost, na poziom ponad 2,5m. Z jednej strony to swego rodzaju ,,zabobony i szarlataństwo” naukowe, ponieważ nie ma wystarczającej ilości obiektywnych świadectw to udowadniających i dowodów fizycznych to stanowisko popierających. Z drugiej jednak, kto wie co sama ziemia pogrzebała pod sobą, co skryła ,,na wieki wieków”, jakich przedstawicieli rodziny Hominidae i rodzaju Homo naukowcy jeszcze nie odkryli i być może nigdy nie zdołają odkryć. I to jest aberracja Ewolucji, jej paradoks, który uwydatnia to jak płynną, nie do końca uzupełnioną jest ona teorią naukową. I jest to jeden z multum przykładów, które czarno na białym wytłuszczają specyficzne błędy Darwinizmu, niczym błędy w kodzie, który potrafi tworzyć rozmaite gatunkowe, sprzeczne z biologicznym rozsądkiem dziwy. Człowiek to tylko jeden z bilionów gatunków tego, co żyje; nie jesteśmy do końca w stanie przewidzieć czego nasze narzędzia naukowe, sprawne umysły biologów, archeologów, geologów i innych techników w takich badaniach współpracujących, jeszcze spod ziemi nie wydobyły: od stworzeń żyjących w erze dinozaurów aż po tajemnice gatunku ludzkiego. Trzeba cierpliwości, czasu i chęci, aby odkryć to, co ewolucja przed nami zataiła. A w ramach ,,trzymania cierpliwości na wodzy" przychodzi z pomocą pewna książka z dziedziny nauk, nazwijmy to ,,ewolucji antropologicznej", nad którą niniejszym się pochylam.
Trudno się nie zgodzić z tym, że to jak funkcjonuje Homo Sapiens w obecnych czasach jako gatunek w olbrzymim zbiorze połączonych wspólnymi celami jednostek, który jak wiemy rozwija się w zastraszająco szybkim tempie; że to, jak w określonych społecznościach, kulturze, potrafi się on odnajdować, zawdzięczamy milionom lat ewolucji. W tym aberracyjnym procesie piękne jak i przerażające zarazem staje się to jak rozciągnięty jest on w eonach czasu. To nie są pokolenia, ale całe miliony lat, w których uwidacznia się pożądana w gatunku zmiana, dając często nowy, bardziej lub po prostu inaczej przystosowany do określonych warunków środowiskowych również zmienionych w czasie gatunek danej istoty. Przeważnie, jako jednostka, uwzględniając biologiczny aspekt egzystencji Homo Sapiens, człowiek nie jest stworzony do życia w ,,biologicznej samotności” – w tym wziętym w cudzysłów określeniu chodziło o fakt, że tu gdzie jesteśmy obecnie stało się to możliwe tylko dlatego, że Homo Sapiens to zwierzę stadne, najlepiej egzystujące w grupach osobników tego samego gatunku. Tak tworzą się społeczności, kształtują więzi, relacje, tym samym kultura. W świecie wielu Ssaków czy w ogóle wśród Naczelnych jest podobnie. Czy to goryle, małpiatki, orangutany – te zwierzęta tworzą zręby tego, co nazywamy zrębami społeczności i na ich sposób odległą, pierwotną protokullturą. A co ciekawe, nie dotyczą ich egzystencji aspekty duchowe, metafizyczne – to zwierzęta, z racji porównania mózgów do ludzkich, których jednak nie można skreślać z pewnych elementów ich życia, w tym sensie, iż nie można ich posądzić o nie tworzenie danej sobie kultury, o nie istnienie wśród ich gatunków specyficznej im tylko ,,podświadomości gatunkowej". To co tworzy się w obrębie grup Naczelnych to właśnie kolejny element łańcucha ewolucyjnego, którego do końca sądzę nie będziemy w stanie poznać (albo przynajmniej nie poznamy w ciągu najbliższych dekad) – nie zajrzymy w głąb świadomości czy też samoświadomości (ale w przypadku innych poza gatunkiem ludzkim Naczelnych pojawiają się głosy, iż można u pewnych gatunków mówić o samoświadomości – sam taki pomysł i wniosek ociera się o poważny problem naukowy, nie do końca rozumiany zarówno przez etyków, filozofów i badaczy badających mózgi naszych ,,kuzynów” i ich zachowania),ani do sedna istoty ,,osobowości szympansa”, czy innego stworzenia wśród hominidów, by stwierdzić albo temu zaprzeczyć, że jest w taki a nie inny sposób porównywalnie ludzki do Homo Sapiens.
Ewolucja zdaje się być niczym rozkosz – stale powtarza swe mechanizmy, ale i tworzy nowe. To niekończący się eksperyment, jeden ogromny ,,algorytm sieci neuronowych", który ciągle doświadcza, analizuje, uczy, kreuje dalej. Odwołując się na to, co nakreśliłem powyżej w kwestii ewolucji naszych przodków, określając to kolokwialnie ,,szympansich kuzynków", można by rzec: Ewolucja jest więc przewidywalna... choć nie zawsze tak bywa. Dlatego też na takową problematykę, temu podobne rozważania i inne zagwozdki naukowe oraz uwzględniając całą masę ważnych danych dotyczących samej Ewolucji jak i Ewolucji istoty ludzkiej na przestrzeni milionów lat, m.in. analizując to dlaczego nasz przodek człowiekowaty, Australopithecus afarensis, do którego gatunku należała słynna ,,Lucy" za eony lat w przód przeistoczył się w sprawnego fizycznie i umysłowo Homo Sapiens, który to zdołał opanować całą Ziemię (a zrobił to dzięki chodzeniu, dzięki stopom!) w swej pracy odpowie nam Jeremy DeSilva. Ów naukowiec zrobił to za pośrednictwem swej wnikliwej popularnonaukowej pracy, choć niepozbawionej błędów pisarsko-twórczych; jest nią ciekawa encyklopedycznie-reportażowa z w miarę dobrym płynnym stylem pisarskim (co dla tematyki tu przedstawionej okazało się bardzo istotne – aby przedstawić tak trudne informacje w przyswajalny dla w miarę ogarniętego z nauką ,,ludka” sposób) książka: "Pierwsze kroki. Jak staliśmy się ludźmi". W publikacji tej ciekawie rozpoczyna się od… samej okładki: przód, grzbiet, tył. To tu uwydatniane są pewne oznaki mówiące, że mamy przed sobą kawał dość porządnej - jak na standardy popularyzacji nauk biologicznych - akademickiej lektury wyłożonej w geekowskim i zrozumiałym stylu. Biała forma zewnętrzna, na przodzie - wśród akademickiej bieli okładki rysuje się szkic anatomiczny ludzkiej stopy, która stoi na jakimś podłożu, która ,,postawiła swój krok”. Delikatne niebieska i żółta linie, plus pisany mniejszą czcionką podtytuł książki dostrajają i podwyższają skromną, ale i wielką wiedzą wartość publikacji. A mnie, cóż, mimo wszystko zżera lekkie poczucie winy, że akurat tak późno potrafiłem dostrzec pracę DeSilvy. Gdzie to mi umknęło?
,,Pierwsze kroki”, to tego typu lektura, która wielu z nas niepostrzeżenie może przejść koło nosa, jakby została stworzona tylko dla określonego typu zainteresowanych taką a nie inną tematyką osób, wężej: dla nerdów zaczytanych w książkach dotyczących popularnonaukowych wywodów biologii i ewolucji życia na Ziemi. Ale jest to o tyle specyficzny tytuł, że można nawet nie zauważyć, że taka książka w ogóle istnieje. A warto akurat mieć to szczęście, aby na ten tytuł natrafić: w książce autor udowadnia, że dwunożność to jedna z najbardziej praktycznych mechanik poruszania się kręgowców jaka istnieje od 250 mln. lat; zresztą to nie tylko nauka o ewolucji gatunku ludzkiego, ale w dużej mierze o bardzo wąskim jej odłamie: dlaczego chodzimy, dlaczego już malutkie dzieci samoczynnie nawet, bez pomocy rodziców/bliskich, po prostu wstają, dlaczego i po tysiąckroć dlaczego uczą się chodzić?! I co takiego sprawia, że z raczkowania przestawiamy się na chód i w ten sposób pod względem ewolucyjnym zaczynamy uwalniać dwie kończyny górne do aktywności?! I to jest wyjątkowa wnikliwość DeSilvy jako badacza - ten element zaznacza się w ,,Pierwszych Krokach" jak najbardziej ,,in plus"! Oczarował nas wystarczającą dozą sprytnie poukładanej wiedzy z zakresu paleoantropologii; autor nie stara się ,,zalewać do przesytu", ale raczy nas odpowiednio dozowanymi ciekawymi informacjami z zakresu ,,nauk biologicznych i darwinizmu", pisząc m.in. o tym, a to tylko jeden z dziesiątków przykładów: dlaczego kobiety w szerszym ujęciu mają przewagę nad mężczyznami w sportach wytrzymałościowych; dlaczego istniał jeden moment w dziejach naszej adaptacji jako gatunku, gdy dzieliliśmy przestrzeń z Homo naledi, neandertalczykami, denisowianami i tzw. ,,wyspiarskimi hobbitami”. Osobiście nie miałem pojęcia, że Homo Erectus potrafił już mówić, a żył on na Ziemi wiele setek tysięcy lat temu. Tak, DeSilva się tym nie chwali, ale widać, że paleoantropologia to ciężki kawał chleba, to żmudna, pochłaniająca zdrowie i czas praca, tzw. ,,nauka fragmentów”, czego dowodem takich zasług i pięknych owoców jej działań niech będzie wysunięcie teorii iż najstarsze zachowane ślady na Ziemi wskazują na to, że zdolność chodzenia w ogóle, jeśli chodzi o homininów datowana jest na 3,6 miliona lat wstecz, co z punktu ewolucyjnego naszej ,,prarodziny” gatunkowej i temu podobne jest naprawdę niesamowite. Czyli co, wszystko zaczęło się... od stóp! Od zwyczajnego wydawać by się mogło chodzenia.
Nie należę do obozu koncepcyjnego, który całkowicie odrzuca tą słynną mającą grubiutko ponad 100 lat teorię, raczej będącą zunifikowanym prawem przyrody, jakby nadrzędnym procesem kształtującym życie na każdym etapie, niżeli stricte ,,teorią” darwinowską - nie jestem w stanie ot tak zapomnieć o ,,teorii ewolucji biologicznej poprzez dobór naturalny", gdy doświadczyłem chociażby tej lektury czy innych zawartych wiedzą do niej podobnych. Można nie zgadzać się z niektórymi jej wykładnikami czy aspektami, ale nie powinno się jej całkowicie negować - poprzez właściwą robotę DeSilvy w tej książce - i za to ją dość szanuję - zdałem sobie sprawę, że ,,Ewolucję” można nazywać inaczej (na zasadzie ,,róbta co chceta"),ale ona po prostu jest, a człowiek w określonym momencie w dziejach naszej nauki i kultury wyłonił jej istnienie na wierzch.
Po lekturze bardzo dobrej, choć tak naprawdę nieperfekcyjnej, jeśli chodzi o swą typową budowę jako literatura czy reportaż popularnonaukowy recenzowanym niniejszym pracy (nieperfekcyjnej gdyż pozycja ta ma ponad 100 stron samych przypisów i objaśnień, które nie każdego czytelnika będą interesować),tym bardziej jestem za dużą częścią postulatów ,,teorii o powstawaniu gatunków”, ot darwinizmu, gdyż tak naprawdę bez ogródek i zbędnego mambo-jambo autor wykłada nam tu solidne wnioski jak karty na stół wobec tego, że dzięki Ewolucji nasz praprzodek, a w końcu i my, z biegiem czasu uwolniliśmy stopy, zrobiliśmy miejsce dla licznych funkcji rąk, daliśmy szersze pole do popisu naszemu ciału do reszty adaptacji, a mózgowi do zwiększenia swych rozmiarów. Tym samym jesteśmy tu gdzie jesteśmy, tym samym opanowaliśmy Świat.