Nie mogę powiedzieć, żeby Filip Florian nie potrafił pisać - bo potrafi i robi to naprawdę dobrze.
Nie mogę powiedzieć, że ,,Wszystkie sowy'' są złą książką - bo nie są.
Ale.
Ale jest w nich coś męczącego, coś co sprawiło, że nie cieszyłam się lekturą tak, jak myślałam, że będę się cieszyć. Może to była forma: w zasadzie pozbawiona dialogów, nastawiona na opis. Może to było to przeplatanie wspomnień Emila z życiem dorastającego Luciego. I tu nie ukrywam, że Emil był postacią zdecydowanie ciekawszą, głębszą i taką, której kolejnych historii wyczekiwałam. Ale to Luci, nie Emil, był głównym bohaterem ,,Wszystkich sów'' więc miałam cały czas wrażenie nieco nużącej nierówności.
Może to było kłamstwo zawarte w tytule - bo sów w tej książce właściwie nie ma. A i ta ornitologiczna pasja jest jakaś taka ukryta, pogrzebana pod górami chłopięcych niebezpiecznych wybryków i pod mnóstwem teoretycznie nic nie znaczących szczegółów.
Teoretycznie, bo te szczegóły są ważne. ,,,Wszystkie sowy'', mam wrażenie, się z nich w dużej mierze składają. Z tych rzeczy codziennych, z rzeczy nieciekawych, z dziwnych sytuacji, z nic nie znaczących rozmów, ze wspominek żartów, z głupich psikusów. I to pewnie dlatego autorowi doskonale udało się oddać ten ,,magiczny okres między dzieciństwem a dorosłością'' - to zawieszenie w chwili, kiedy cały świat jest pełen możliwości, bo jesteśmy jeszcze zbyt młodzi, zbyt naiwni i zbyt niedoświadczeni, żeby wiedzieć, że tych możliwości tak naprawdę nie ma zbyt wiele. I że cały czas jest ich coraz mniej i mniej.
Ale to nie wystarczyło, żeby ta historia mnie nie męczyła. Ani to, ani fakt, że Filip Florian potrafi opisywać miłość cielesną w sposób naprawdę fantastyczny i zmysłowy - piórem Emila opisuje to, co opisać musi i zostawia akurat tyle wyobraźni czytelnika ile potrzeba. To naprawdę rzadka umiejętność w dzisiejszych czasach.
Możliwe więc, że nie jestem targetem docelowym tej historii - może spodoba się ona bardziej młodym mężczyznom, niż kobietom. Może to właśnie oni mają dzięki niej przeżyć nostalgiczny powrót do czasów w których byli niepokonani i nic nie mogło ich zniszczyć.
Z czystym sercem książki polecić Wam nie mogę, bo tak naprawdę nie podobała mi się jakoś specjalnie. Szczególnie pod koniec, gdy otrzymałam opis męczenia myszy (i skądinąd jestem prawie pewna, że ani autor, ani jego bohater nie traktowali w ten sposób przeżyć biednego stworzonka - raczej jako głupi wybryk głupiego chłopca, tylko co z tego?) i gdy dotarłam do tych fragmentów pamiętników Emila, które postawiły moje widzenie tej postaci na głowie i sprawiły, że... cóż. Straciłam wobec niego sporo sympatii.
Jeśli więc zdecydujecie się czytać - czytacie na własną odpowiedzialność.
PS. Mysz przeżyła.