Pamiętam doskonale, jak dobrze czytało mi się pierwszą część. Pamiętam również, że pod koniec byłam nieco zawiedziona, że z cudownego dziecka, jakim miał się stać Mikołaj, wyrósł niekonkretny i zmanierowany mężczyzna. W „Dalej niż daleko” na szczęście Mikołaj nieco się zrehabilitował i jego postać jest nawet ciekawa. Przede wszystkim nabrał ogłady i powagi, a nawet stał się osobą zdecydowaną. Cóż, wielka szkoda, że jego życie potoczyło się w taki sposób, jednak Jego dążenie do szczęścia rodzinnego i równowagi życiowej jest godne pochwały. Oczywiście duży udział w ten metamorfozie miała Radliczówna, wielka miłość Mikołaja.
Natomiast postać Chai (Hanny, Hannah) to perfekcyjnie wykreowana alegoria tego, że determinacją, sprytem i pracą można osiągnąć wiele dla siebie i innych. Nie wiem co by się stało z bohaterami gdyby nie jej praktyczny zmysł organizacji.
Jeśli tak się zastanowić to w tym cyklu tak naprawdę silne i zdeterminowane charaktery to postaci kobiece. Wspomniana wyżej Chaja, później Ewelina Radliczówna, Casey Conolly, a nawet i Zinaida. To one miały w sobie odwagę, upór i przede wszystkim dyplomatyczne umiejętności, które pomagały naprowadzić mężczyzn na lepszą drogę.
W drugiej części poznajemy dalsze losy rodziny Brodskich, wzbogacone dodatkowo o postaci, których korzenie są polskie, jednak koleje losu sprawiły, że przyszło im żyć w Ameryce. Akcja powieści nie ogranicza się tylko do Lwowa. Odwiedzamy Kraków, gdzie Mikołaj spędzi jednak najlepszą część swojego dorosłego życia. Sporo uwagi poświęcono też bohaterom, którzy próbowali spełnić amerykański sen. Tak naprawdę pozostałam nadal w niepewności, jak połączą się losy bohaterów, których znam od początku, z tymi, którzy dopiero teraz się pojawili. W przygotowaniu jest trzeci tom „Czarnej walizki”, co daje mi nadzieję, że wiele kwestii zostanie wyjaśnionych.
„Dalej niż daleko” nieco różni się od pierwszego tomu. Więcej w nim powagi, choć nie ma co się dziwić. Wszak tematyka nie jest lekka. I o ile samych informacji historycznych i opisów wojennych zmagań jest niewiele, to sama świadomość i wiedza, jak ciężkie to były czasy, wystarczą, by nadać powieści poważniejszego tonu.
Książka utrzymana jest w przyjemnie lekkim pisarskim stylu. Lekko gawędziarski, przypomina mi trochę snucie opowieści przy kominku w zimowy wieczór. Lubie taki sposób prowadzenia narracji, bo nie odczuwam znużenia i przytłoczenia nawałem informacji.
Zabrakło mi jednak pociągnięcia wątku objawień w klasztorze i tego nietypowego klimatu tajemniczości zjawisk. Oczywiście jest niewielkie nawiązanie do motywu fiołków i cudu, jakiego dostąpiła siostra Agłaja, ale jest to zaledwie skromne przypomnienie, że takie zdarzenie miało miejsce. Przyznaję, ze to właśnie ten wątek w pierwszym tomie nadał powieści wyjątkowości i takiego specyficznego klimatu. W drugim tomie odrobinę brakuje mi tych odczuć.
Czekam z niecierpliwością na tom trzeci. Chętnie spotkam się znów z bohaterami.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.