Chyba nie ma osoby, która w chwilach przepracowania, złego samopoczucia, po prostu wszystkiego na „nie”, nie pomyślała: A może rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady… Porzucić wszelkie troski i ruszyć na szlak, gdzie cisza i spokój, brak jakichkolwiek problemów i można poobcować z naturą, wsłuchać się w odgłosy przyrody, szumiącego potoku, szczebiotu ptaków…
Rozmarzyłem się, bo właśnie przeczytałem niesamowitą książkę autorstwa pana Martina Martingera – Dzikie Bieszczady. 100 nieznanych miejsc blisko natury. Autor nieoczywistego przewodnika jest od lat związany z terenem Bieszczadów i Beskidów. Jest przewodnikiem beskidzkim, mieszka w Krakowie. Pasjonuje się terenami, które kiedyś zamieszkiwali Łemkowie, Bojkowie czy Hucułowie. Jest szczęśliwy, gdy weźmie plecak i rusza w najdziksze tereny, które są praktycznie nieodwiedzane przez turystów. Szuka tam spokoju, ale też śladów, gdzie kiedyś kwitło życie.
Już na początku urzekła mnie okładka książki. Dziki kot, jeśli się nie mylę ryś, pięknie prezentuje się na łonie przyrody. W ogóle, gdy zajrzycie do środka, to będziecie oczarowani fotografiami, które znalazły się w niniejszej publikacji. Opisywane miejsca są zaznaczone na mapie, która znajduje się na początku i końcu okładki. To może być bardzo pomocne w planowaniu wypraw śladami autora!
Ruszajmy więc w południowo-wschodnie rejony naszego kraju, gdzieś pod granice ze Słowacją, a także z Ukrainą. Na pewno będziecie usatysfakcjonowani!!!
Pan Martin w każdym rozdziale przedstawia historię danego miejsca, historię ludzi, którzy tutaj kiedyś zamieszkiwali. Na skrzydełkach zamieszcza tzw. logistykę, czyli jak dotrzeć do danego miejsca, gdzie zostawić samochód, ile mniej więcej trwa dojście i powrót oraz którędy należy podążać. Dodatkowo mamy czterostopniową skalę trudności „dzikości”. Jedna łapka niedźwiedzia sygnalizuje, że… nie, nie, że nie spotkamy tutaj tego potężnego ssaka, tylko skalę, że łatwo tutaj trafić. Cztery łapki to już zdecydowanie trudniejsza trasa, często bez szlaków, słabo wydeptaną leśną dróżką, gdzie warto mieć mapę i kompas. Żeby jeszcze dokładniej poznać te tereny, pasjonat gór południowo-wschodniej Polski, opisuje przy każdym rozdziale rośliny bądź zwierzęta tych terenów. Poznamy wiele gatunków, o których na pewno nie mieliśmy zielonego pojęcia. Tak jak wspomniałem, przewodnik wypełniają niesamowite fotografie. To bardzo ważna część przewodnika. A co do niedźwiedzi, to jednak trzeba bardzo uważać, ponieważ licznie zamieszkują te tereny.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to może do zbyt małej czcionki na skrzydełkach, gdzie mamy opisy roślin i zwierząt oraz pod zdjęciami. Jednak ta niedogodność dla innych czytających może nie mieć większego znaczenia.
Nigdy nie byłem jeszcze w Bieszczadach ani we wschodniej części Beskidów, a dokładniej w Beskidzie Niskim. Tereny te kryją wiele ciekawych i nieoczywistych miejsc, że warto zaplanować sobie wyjazd w te niesamowite tereny. Autor Podsyca naszą ciekawość, daje do zrozumienia, że możemy ten czas spędzić samotnie, odgradzając się od problemów życia codziennego. Wystarczy logistycznie przygotować wyprawę, zabrać plecak, mapę i kompas… rzucić wszystko i znaleźć się w naszych pięknych terenach górzystych.
Ocena przewodnika nie może być inna niż najwyższa z możliwych. Autor wykonał niesamowitą pracę, by pokazać nam miejsca, do których sami pewnie byśmy nigdy nie trafili. Teraz jest szansa, tylko czy ją wykorzystamy? To już zależy od naszej determinacji i chęci odwiedzin Bieszczadów. Ja polecam książkę wszystkim ciekawym świata, ale też tym, którzy szukają nowych wyzwań.
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję portalowi Sztukater.pl.