Moje pierwsze myśli pojawiające się w głowie po wstępnym zapoznawaniu się z „PRL Słynne pary” były dosyć sceptyczne i mało pozytywne.
Czułam początkowo, że zaraz może nadejść głębokie znużenie i rozczarowanie tymi wszystkimi opisywanymi postaciami z odległej PRL-owskiej epoki, których w większości szczerze mówiąc nigdy wcześniej ze swej twórczości nie znałam i obawiałam się wielkiej nudy w barwach czarno-białych…
To było błędne myślenie, a same wątpliwości nie trzymały się mnie jednak długo. Bardzo szybko uświadomiłam sobie jak dobrą robotę wykonuje Sławomir Koper przypominając na kartkach tej książki o historiach ludzi, którzy dzięki niemu mogą wciąż żyć w pamięci innych pomimo tego, że już w większości na tym świecie przecież ich nie ma, a są zdecydowanie ze względu na swój talent czy osiągnięcia warci wspomnień choćby i tych również burzliwych.
Takie powroty do przeszłości znanych i uznanych to doskonała nauka dla młodszego pokolenia, by poszerzać ich kulturalne, społeczne i polityczne horyzonty, jednocześnie przekonując że zarówno życie „wczoraj” i „dzisiaj” tak naprawdę może niewiele się różnić… Mam tu na myśli całą paletę związanych ze sławą skandali, romansów, życiowych rozterek… jednym słowem wzlotów i upadków.
Te przedstawione pary nie zaliczają się raczej do kategorii „znani z tego, że są znani” jak to bywa w dzisiejszym świecie celebrytów… Możemy poznać ich wielkie talenty czy zdolności, choć często zachwiane niestety autodestrukcyjnym zachowaniem, szeroko pojętą rozwiązłością seksualną czy popadaniem w różne inne nałogi i używki jak to już bywa niestety u artystów…
Chociaż każdy rozdział (a było ich sześć) zaczyna się niewinnie, bo czarno-białą fotografią mającą przedstawić i przybliżyć nam wizualnie opisywane słynne pary… tak jednak już opisywanie ich relacji takie niewinne jak te ich „szczęśliwe” zdjęcia często nie jest i dzieje się tyle… że po prostu głowa mała.
Fakt faktem, chociaż każda para była na swój wyjątkowy sposób bardziej lub mniej fascynująca, to zdecydowanie ciekawiły mnie rozdziały nawiązujące do życia artystów niż przedstawicieli czy działaczy politycznych; jednak to już osobista kwestia gustu.
Pan Koper świetnie potrafi znaleźć balans, by jako znawca historyczny być rzetelnym w swej misji i mieszać ważne oraz poważne wątki z PRL-owskich czasów jednocześnie przeplatając w tym wszystkim sensację i pikantne smaczki, które zawsze bardziej się sprzedają, bo i niewyobrażalnie szokują… Szacunek też za to, że w jednej książce udało się tak zwięźle stworzyć ogólny zarys kilku par wyczerpująco i szczegółowo mimo tego, że przecież o samej Maryli Rodowicz można by stworzyć kilkutomową encyklopedię ;)
W zasadzie to też chyba rozdział o niej był moim ulubionym, może dlatego że cały czas jest na topie i wykracza poza ramy PRL-u, ale również z wypiekami na twarzy czytałam rewelacje o Kalinie Jędrusik i jej wyzwolonych obyczajach. Oświecona również zostałam, że Komeda tak naprawdę to Komedą nie był… ale o tym i jeszcze innych ciekawostkach musicie przeczytać już sami jeśli tylko lubicie takie starodawne nowinki.
Ech, gdyby tylko w tamtych czasach istniały takie plotkarskie portale jak istnieją dziś… to myślę, że paparazzi miałoby zdecydowanie sporo roboty, żeby nadążyć kto, gdzie i z kim... a nasze mamy czy też babcie z wielką przyjemnością chciałyby się zapewne o takich pikantnych smaczkach z życia sławnych dowiedzieć ;)
No, ale jest Sławomir Koper i jego książka wiec wszystkie zaległości z tamtych lat można teraz nadrobić do czego jak najbardziej zachęcam...
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.