Czym byłby świat bez miłości? Co by było, gdyby to właśnie miłość była największą ze zbrodni, których można się dopuścić. Co gdyby była… chorobą?
Lena jest święcie przekonana, że to wszystko co jest jej wmawiane od najmłodszych lat jest prawdziwe i słuszne. Wierzy, że Portland, w którym mieszka otoczone jest ogrodzeniem pod napięciem dla jej bezpieczeństwa, aby oddzielić tych dobrych i prawych obywateli od Odmieńców (ludzie, którzy wyrzekli się remedium na rzecz zamieszkania w Głuszy); podobnie jak godzina policyjna. Wzdryga się na samo wspomnienie o miłości, która jest zła i niepożądana, za którą zarażonych spotyka surowa kara. Lena z niecierpliwością czeka na dzień swojej Ewaluacji, która będzie jej najważniejszym życiowym testem. Odlicza także dni do swojego zabiegu, po którym nareszcie będzie szczęśliwa, spokojna i będzie mogła spędzić całe swoje życie ze sparowanym z nią chłopakiem, bez zbędnych namiętności, wolna od miłości, bezpieczna.
Lena nie dość, że akceptuje życie pełne ograniczeń i barier, ale wręcz je lubi, uważa za właściwe. Nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że wszystko co ją otacza może być złe. Jest zaślepiona. Jednak gdy jej Ewaluacja, nie przebiega tak jak powinna, zakłócona przez wtargnięcie Odmieńców w dodatku na jej drodze staje pewien chłopak imieniem Alex, a jej najlepsza przyjaciółka Hana zaczyna interesować się zakazaną muzyką i imprezami; Lenę zaczynają nachodzić pewne wątpliwości.
Gdy natknęłam się po raz pierwszy na „Delirium” podczas wizyty w Empiku, moją uwagę przykuła okładka. Na pierwszy rzut oka: ot, kolejna dziewczyna na okładce, ale gdy przyjrzeć się bliżej można dostrzec wiele rozmaitych rzeczy w tle, takich jak lasy, pociągi, miasta a także skrzętnie ukryte słowo [miłość] z tyłu okładki. (Chociaż muszę przyznać, że oryginalna okładka również jest całkiem ładna. Zdjęcie obok.) Zaintrygowana wzięłam tę książkę do ręki, zaczęłam czytać i będąc pod wrażeniem po przeczytaniu zaledwie kilku stron, postanowiłam, że po prostu muszę ją przeczytać. Jakież było moje zdziwienie, gdy wreszcie zaczęłam ją czytać i nie wciągnęła mnie aż tak bardzo jak poprzednio. Ale po kolei.
Język książki jest przystępny jednak dla mnie odrobinę męczące były niekończące się opisy i porównania w wykonaniu narratorki, a zarazem głównej bohaterki - Leny. Dawno nie spotkałam się z takim nagromadzeniem określeń kolorów w jednym miejscu. Na początku nie zwracałam na to szczególnej uwagi, ale po pewnym czasie byłam lekko znudzona tym, że Lenie wszystko z czymś się kojarzyło, co rusz jej coś przypominało. To wydało mi się takie nierealne, no bo kto ciągle w myślach mówi coś w stylu: A to przywodzi mi na myśl… ;)
Muszę też przyznać, że jakoś niespecjalnie przypadła mi do gustu główna bohaterka, była mi raczej obojętna więc nic dziwnego w tym, że prowadzona przez nią narracja mogła być dla mnie momentami irytująca. Jednak jeśli chodzi o bohaterów, zdecydowanie bardziej polubiłam Hanę i Alexa, którzy wydawali mi się o wiele bardziej realni a także ciekawsi. Mieli bardziej wyraziste charaktery od Leny, a takie osoby lubię. Z kolei Lena sama o sobie ciągle mówiła, że jest zupełnie przeciętną dziewczyną i rzeczywiście taka była.
Po tym co napisałam, można odnieść wrażenie, że książka niezbyt mi się spodobała, ale to niezupełnie prawda. Nie żałuję, że ją przeczytałam. Bardzo lubię dystopie i cieszę się, że przeczytałam i tą. Jestem także niemalże pewna, że sięgnę po kolejną część bo zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło i nie potrafię wyobrazić sobie ciągu dalszego. Jest ono na swój sposób fenomenalne, zdecydowanie to jedna z największych zalet tej książki, bo nie sposób było się właśnie takiego spodziewać, ale czy ono jest dobre czy złe przekonajcie się sami ;) Jednak jednego nie rozumiem, a mianowicie porównywania tej książki do „Igrzysk śmierci”, które moim zdaniem jest nietrafione. Jeśli już miałabym porównywać tę historię do innej, pokusiłabym się o porównanie do „Dobranych” autorstwa Ally Condie, w których również istotnym wątkiem jest zakazana miłość.
Podoba mi się to, że książka zachowała swój oryginalny tytuł, który doskonale sprawdził się również w języku polskim.
Mimo, iż zmieniłabym w niej kilka rzeczy, samą historię uważam za ciekawą i nie pozostawiającą obojętnym. Zdecydowanie mogę polecić osobom lubiącym tego typu historie a także tym, których zainteresuje wizja świata pozbawionego Amor deliria nervosa ;), lub mającym po prostu ochotę na historię o miłości z dystopijną wizją w tle. Autorka dobrze przedstawiła rzeczywistość mieszkańców Portland, a myślenie tamtejszych ludzi naprawdę może przyprawić o dreszcz. Nie sposób dopuścić do siebie myśli, że ludzie mogliby dobrowolnie, wręcz chętnie poddawać się zabiegom przeprowadzanym w mózgu tylko po to by potem wieść życie pozbawione uczuć, niczym swego rodzaju zombie. Żałuję tylko, że cała historia nie została osadzona dokładniej w czasie. Nie wiem dlaczego, ale w tego typu opowieściach lubię mieć podany dokładny rok, jakoś tak łatwiej jest mi wtedy wczuć się w atmosferę gdy wiem, że czysto teoretycznie taka wizja mogła by mieć miejsce w przyszłości.