Oto siedzę w cukierni przez szyby której widać bank. Duże okna wychodzą na wszystkie strony miasta, widać ludzi pędzących do pracy. W rękach ściskają kubki z kawą na wynos lub rączkę dziecka truchtającego u boku. Są i desperaci szukający miejsca do zaparkowania bieg, chaos, szum, klaksony. Ale ten szum nie ma nic wspólnego z ciszą panującą we wnętrzu. Kelnerka przynosi mi ogromny kawałek sernika z brzoskwinkami na kruchym spodzie i kruszonką na wierzchu. Z boku gałka lodów ozdobiona listkiem mięty. Dla kobiety lubiącej słodycze nie ma nic bardziej kuszącego i smakowitego. Dla kobiety takiej jak ja, to raj na talerzu. Obok mnie siedzi Anna, autorka „Mężczyzny bez twarzy”. Spotkałyśmy się aby porozmawiać o książce ale i nie tylko. O książce, która mnie złości i mierzi – czego nie ukrywam.
Już od drugiej strony wiesz, co to za powieść.
„Jak Pani pies, Pani Agato?” - sms od prezesa banku, który trzy lata wcześniej udzielił głównej bohaterce kredytu gotówkowego. Niby pomyłka, niby nie lecz odbiorcę Agata ma zapisanego w telefonie. Jednak życie plącze nam drogi pod nogami i w konwersacji okazuje się, że pod tym numerem to nie ów „gbur”. Że to ktoś obcy, z kim się ciekawie pisze. Ale jak pisze – każdego dnia więcej i więcej i nagle ten ktoś jest na stałe w naszej głowie. A, że nie znam jego twarzy? Cóż, tajemniczość pobudza przecież wyobraźnię, kobiecą tym bardziej. I choć w pierwszym odruchu myślisz - co ma wierzba do wiatraka? Jak prezes banku mógłby po trzech latach pisać sms? Ale...
Agata dostaje erotycznych wręcz skrzydeł. Chodzi kilka centymetrów ponad ziemią z głową w marzeniach o nim, o mężczyźnie, którego twarzy nie zna. Roi sobie domniemane sytuacje, żąda sms-owego oddania, bliskości i (co dla mnie, dorosłej kobiety śmieszne) miłości. Ta wymiana wiadomości przypomina czasem teksty rodem z Szekspira. Dlatego i ja posłużę się teatralnymi słowami opisując to, co mnie razi i złości i o czym rozmawiam z autorką nad słodkim sernikiem.
Akt I – Agata ma męża i syna – dlaczego nie pada słowo zdrada małżeńska? Agata zakochuje się rozbijając związek, jaki ma obecnie.
Akt II – ów sms-owy tajemniczy pan to tylko wyobrażenia. Nie można kochać kogoś, kogo się nie widzi, nie przytula, nie dotyka. Kogo się nie zna z codzienności.
Akt III – Agata okłamuje rodzinę, a szczera jest tylko wobec przyjaciół. Jest egoistyczna i samolubna – powiem wprost. I jak znajomi mogą jej doradzać słuszność wyboru owego sms-owego kogoś? Dlaczego mąż nic nie wie? A syn?
Akt IV – Pani prezes banku nie zachowuje się tak, jak Agata i jej współpracownicy.
Kurtyna opada, na widowni brak widzów. Cisza, nikt nie bije braw.
To moje zdanie – nieco inne, niż większości, ale szczere. Nie ukrywam, że „Mężczyzna bez twarzy” Anny Wysockiej-Kalkowskiej jest napisany poprawnie, ale banalnie. To lektura na czas wakacji, na bujanie w hamaku, na rozpalenie w sobie jakiś marzeń. Ale to nic poza tym. Kolega Agaty, Krzysiek, to ktoś na wzór dobrego i mądrego doradcy – ale gdzie w tym wszystkim jest uczciwość wobec męża? Wobec najbliższego sercu mężczyzny, który MA TWARZ i jest i mieszka wraz z tobą... Co z nim? Już się nie liczy? A syn? Czy ktoś liczy się choćby z jego zdaniem?
Ta powieść po skończeniu czytania wywołała we mnie lawinę pytań ALE i niedorzeczności. To książka, która wymaga ponownego przepracowania. Bo osoba Tomasza została zepchnięta do "uczuciowego śmietnika". A tak się nie robi - nawet w książkach.
Ale wiem, że owa książka bardzo się podoba - paniom czytelniczkom. Jednak czytajmy „Mężczyznę...” i patrzmy krytycznie na treść, zachowanie i postępowanie. Książki bowiem należy "pochłaniać" MĄDRZE. .