It Starts with Us recenzja

Książka, na którą wielu czytelników czekało. Ba! Wręcz wyprosili oni jej napisanie! 😊 Colleen Hoover nie zamierzała tworzyć kontynuacji losów Lily, Atlasa i Ryle'a, ale, jak sama twierdzi, bohaterowie na to zasługują. Ostrzega jednak, że będzie to powieść inna niż pozostałe jej autorstwa, więc jeśli kochacie te charakterystyczne dramy i plot twisty, to tutaj możecie się lekko rozczarować.
Ja spodziewałam się bajki i bajkę dostałam. 😊
Moim zdaniem była ona potrzebna po tym, co działo się w IEWU, chciałam też lepiej poznać Atlasa i po cichu liczyłam, że i Ryle się trochę ogarnie i może znajdzie gdzieś swoje szczęśliwe zakończenie. [Nie bijcie mnie, nie popieram jego zachowań🙄]. Czy tak się stanie? Sprawdźcie sami! 😊
Książka zaczyna się w momencie, w którym skończyła się poprzednia i jest pisana z perspektywy zarówno Lily, jak i Atlasa. Muszę przyznać, że rozdziały jego oczami podobały mi się bardziej, ale może dlatego, że wcale nie darzę Lily przesadną miłością i to się w tym tomie nie zmieniło. Nadal bardzo ciężko jest mi ocenić jej zachowanie i wybory, bo przecież jest ofiarą przemocy, co mocno na nią wpłynęło, ale myślę, że trochę też jest za dobra. Chyba nie będzie spojlerem, jeśli powiem, że głównym problemem w tej części był strach przed gniewem Ryle'a i jego reakcją na ewentualny związek Lily z Atlasem. 🤔 Nie spodziewajcie się więc innych dużych problemów, ten jest wystarczający. 😁
Co do tej na nowo rozwijającej się relacji dawnych przyjaciół, będzie ona wręcz idealna. Zwłaszcza Atlas będzie idealny, ale, wbrew pozorom, uważam to za plus. Lily potrzebuje teraz kogoś bez skaz, przekochanego, opiekuńczego i pięknego. Ona ciągle ogląda się za siebie, boi, martwi i ciężko pracuje, więc myślę, że zasługuje na wszystko, co najlepsze.
Tak naprawdę nie mam za wiele do powiedzenia o ich związku, nie chcę spojlerować i też niewiele się dzieje, bo i co ma się dziać. 😄

Chciałabym jednak napomknąć o dwóch fajnych bohaterach i wątkach, które mnie zaskoczyły, rozbawiły i wzruszyły, a także sprawiły, że ta książka była jednak czymś więcej, niż rozwinięciem epilogu z "It ends with us".
Theo- ten chłopak mnie po prostu rozbrajał. 😄 Dwunastoletni terapeuta okazał się barwnym akcentem w fabule i wprowadził nieco luzu i radości między te poważne tematy.
Drugą taką postacią był inny nastoletni chłopak, ale jego musicie poznać sami.😉
Podsumowując, książka była niemal taka, jak się spodziewałam i jak opisywała ją autorka. Liczyłam na trochę inne przedstawienie Ryle'a, ale na pewno nie jestem rozczarowana. Autorka stworzyła piękne dopełnienie i rozszerzenie tej bolesnej, ale i (w końcu) szczęśliwej historii i myślę, że wszyscy czytelnicy "It ends with us" powinni sięgnąć i po to. 😊
8/10💙