Można mieć stosy książek, które zajmują większą powierzchnię płaską. Piętrzą się w literackich blokowiskach na krzesłach, biurku, podłodze, czy łóżku – bo i tu wygodnie leżakują tuż obok Johna. Bo John, poza tym, że kocha je bardziej niż ludzi, ma na ich punkcie wręcz pedantyczną obsesję. Ale, co zabawne i w co trudno uwierzyć – John nie potrafi czytać. Jakoś z nauką nigdy się nie zaprzyjaźnił, co akurat w tym miejscu, gdzie obecnie jest, nie wadzi, by w lekturze powieści się nie zanurzać. A dlaczego sam nie czyta skoro ma na punkcie książek manię? John ma trisomię 21 chromosomu, czyli – mówiąc bardziej ludzko, urodził się z Zespołem Downa. Ma niewielkie opóźnienie umysłowe, niską odporność organizmu, nad wyraz duże pokłady złości i bólu, które (co najgorsze w tym zestawie) są nierozerwalnie z nim spojone. Ból i gniew i on to jeden hermetyczny organizm. Do tego należy dorzucić agresywność i brak kontroli nad własną siłą i odruchami.
John to rezydent placówki w Irlandii w Coolcull. Pacjent szpitala...
Ale John nie jest złym człowiekiem, którego należy się wystrzegać, czy izolować. John jest dobrym, miłym kumplem, lecz te zalety trudno w nim dostrzec. W tej jego niepełnosprawności jedynym rozwiniętym zmysłem jest tylko – i aż – szósty zmysł., a ten pozwala mu szybko ocenić ludzi. Tych już wielu przemielił ów ośrodek. I wolontariuszy i opiekunów i specjalistów wszelkiej maści. Poddają się szybciej, aniżeli przypuszczali, a w ich miejsca zaraz wskakują nowi, choć i z tymi nowymi coraz gorzej. Podszkolenie języka to jedyny haczyk, reszta nie zachęca. Nawet sam trud i obowiązki nie są współmierne do tego, co tu w tych murach się dzieje. Najwięcej to szpital przemielił wolontariuszy. Amatorzy przychodzili, odchodzili. Przyjeżdżali z różnych krajów, odjeżdżali. Przechodzili wymagane szkolenie, uciekali, aż pojawia się Bartosz, Polak. Pojawia się Bart, by było łatwiej. Dlaczego to fenomen wart wspomnienia? Bart akceptuje dziwactwa Johna. Ba, ma do niego cierpliwość i co najważniejsze – słucha go. Łapie niedorzeczności, jakie ten wygaduje, a które razem zaczynają nabierać sensu. Słowa ułożone jak klocki zaczynają odkrywać przerażający obraz...
Tu styka się przeszłość z teraźniejszością i nasuwa się pytanie – kto tu jest chory na umyśle? Kto powinien być leczony? I w ogóle, co to za miejsce?
Szepty, historie plączące się, jak skołtunione włosy... Poszczególne elementy razem zaczynają nabiegać jasności i ostrości. Trzeba być uważnym i czujnym i nie kierować się radami innych, ślepych na otoczenie, trzeba pokładać wiarę w sobie. Bartosz wchodzi na ścieżkę, jakiej się nie spodziewał...
Na tym zakończę pobieżny zarys fabuły, świadomie, bo tą trzeba samemu rozwikłać. Odważnie wleźć w nią. Czytać i uważać, uważać i czuwać. Czas igra z tobą, co tylko podkreśla walory tej powieści. Nie sposób oderwać się od czytania. Strona po stronie wchłania cię to przerażające, aczkolwiek, zagadkowe miejsce. Ciarki po plecach ciągle dają o sobie znać, każda scena zaskakuje. I choć czujesz klaustrofobiczną ciemność, to walczysz z sobą …
Wszystko tu jest potrzebne, każde zdanie czy reakcja bohaterów są istotne. „Strychnica” to detalicznie wręcz opracowana i napisana książka. Oszołomi cię świat człowieka z downem. Otworzysz oczy na jego zachowanie, postrzeganie, czy odczuwanie. Dostrzeżesz jego potrzeby, co autor zrobił wyśmienicie wręcz.
Przekraczasz próg ośrodka na własne życzenie, ostrzega autor, a potem?...
#agaKUSIczyta