Wybudził się gdzieś przy drodze. Otworzył oczy i ujrzał szarawe niebo. Przemarznięty trząsł się i wstał w poplamionych jeansach. Rozejrzał się, ale nic z tego nie rozumiał. Znajdował się na ścieżce, na której nikt nie stąpał od dawien. Nie znał miejsca, w którym się znajdował. Zastanawiało go, w jakich okolicznościach leżał na ściółce. Czy z powodu libacji alkoholowej, albo być może dlatego, że ponownie wpadł na głupi pomysł i poszedł na zakład w ciemno, kto kogo znajdzie, gdzieś na skraju lasu. Leżącego na piachu, nie wiadomo ile czasu. Nie mógł sobie przypomnieć ostatnich dni życia. Tak jakby wycięli pamięć laserem w tajnych laboratoriach na skraju cywilizacji. Przeszedł się po obrzeżach lasu. Było mu zimno. Okrył się rękami i potrząsał ciałem, by nabrać nieco ciepła. W oddali było widać chatkę, czym prędzej pobiegł, by dowiedzieć się, gdzie zawędrował. Miał mieszane uczucia. Chatka wydawała się opuszczona, nie miała nawet firanek na oknach.
Podchodząc do drzwi nie ujrzał dzwonka. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Domek nie był opuszczony. Znajdował kolejno pokój, łazienkę i kuchnię z gazownią. Nie zastał nikogo. Głupio się czuł wchodząc do czyjejś posiadłości bez zaproszenia, bez namowy gospodarza. Nie chciał zapalać telewizora i gotować wody na herbatę. Postanowił zaczekać, był pewien, że ten ktoś za momencik wróci. Jednak minęły trzy godziny, a gospodarza nie zastano. Obawiał się najgorszego. W międzyczasie wypił herbatę – skorzystał z usług – po czym rozejrzał się po mieszkaniu. Chciał cokolwiek powiązać z miejscem, w którym się odnalazł. Zapadła noc, mroźna i nieprzyjazna. Schował się pod pierzyną, wygrzewał i wciąż wyczekiwał nadejścia gospodarza, ale na próżno. Zasnął i wybudził się jakoś koło drugiej w nocy. Ktoś niepokojąco pukał do drzwi. Ze wściekłą furią. Z początku stonowanie, bez szelestu, a gdy miał dosyć, zapukał głośniej i donośnie, jakby posyłał wiadomość z zaświatów.
Wstał z niechęcią. Przekręcił głowę raz w lewo, raz w prawo. Pukanie ustało, mimo to podszedł do drzwi i otworzył. Nie było nikogo. Tylko słyszał, jak wiatr krzyczy mu do uszu. Zamknął wrota z podenerwowania. Poszedł do łóżka. Przez chwilę wydawało się, że ktoś ponownie puka do drzwi, ale natężył słuch i nic nie usłyszał.
Pewnie mi się zdawało, przeklęty wiatr – Pomyślał i zasnął.
Spał głęboko i wybudził się późnym rankiem. Ziewnął oraz rozruszał kości prostymi czynnościami gimnastycznymi. Gospodarza jak nie było, tak nie ma. Zwątpił w jego istnienie. Zrobił sobie miętowej herbaty, a potem wyszedł z domu w poszukiwaniu żywej duszy. Był przekonany, że znajduje się w wiosce, o której nikt nie pamięta.
Nikt tędy nie przejeżdża. Nikt nie przechodzi. Przeszedł dwa kilometry, nie spotkał nic, ani nikogo. Nie miał pojęcia, w którą stronę się kierować. Każde drzewo wyglądało identycznie. Droga była pokryta kamieniami oraz piachem. Trudno orzec, czy dalej kierować się na północ, czy zboczyć ze ścieżki. Szedł dalej przed siebie. Ubrał rękawiczki, które znalazł w komodzie w opuszczonej chacie.
Zimno jak pierun. - Pomyślał.
Miał na sobie cienką kurtkę, czapkę z paskami. Spodnie młodzieżowe i łatwo przemakalne buty. Mierzył sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i miał nieogoloną twarz od wielu dni. Im dłużej przebywał na nieoznaczonym terytorium, czuł się bardziej niezręcznie. Miał wrażenie, że wszyscy go opuścili. Został sam i nikt nie spieszy z pomocą. Usiadł na zmiętym konarze. Miał już dość okolicznych drzew.
Ciągle tylko drzewa i drzewa, a kiedy zastanę cywilizację? - Pytał się w duchu i nie pewny, co do odpowiedzi. Posmutniał, nie wiedział, co dalej robić.
Brnąć dalej w jeszcze większy gaj, czy powrócić i czekać na wybawiciela? Męczył się pytaniami. Przeszedł kilka kilometrów i zrezygnowany zawrócił. Powolnym susem dotarł do nieszczęsnej chatki. Nadal nikt nie wrócił. Zmartwiony – zaparzył herbaty, łapczywie popijając, ciepłą, zagotowaną ciecz z wyszczerbionego kubka.
Znalazł kartkę na stoliku, którą wcześniej przegapił.
Kiedy ona się tu znalazła?
Podniósł ją, przejrzał, obrócił, tam gdzie znajdowało się pismo. Kaligrafowano:
,,Witaj, przybyszu. Czy masz ochotę zagrać w grę?''
Co to miało oznaczać? - Pytał własnego siebie. Jaką grę i kto to napisał, a może gospodarz ma specyficzne poczucie humoru i bawi się w chowanego? Bo kto wie, czy nie wyposażył się w mentalność dziecka?
Przestraszył się, że ktoś robi mu kawał, brzydki kawał. Nigdy nie cierpiał tajemnic, dlatego zaniepokoiła go kartka. Ale skoro ten ktoś nie chce się ujawnić, odpisał. ,,Zagrajmy, ale chcę wiedzieć, jakie są zasady, jeśli wygram, ukarzesz się przed moim obliczem''.