Monumentalna, przejmująca opowieść. Nie jest to lektura łatwa, nagromadzenie tylu ludzkich historii, nazwisk, imion (i ich zdrobnień), imion odojcowskich jest często trudne do ogarnięcia. Nie czyta się jej szybko, łatwo, ale za to z przyjemnością i satysfakcją. Grossman ukazuje nam obraz społeczeństwa, który szczególnie dla naszego (relatywnie) młodego pokolenia jest trudny do wyobrażenia. Oblężenie Stalingradu pokazuje cały bród, syf, beznadzieję i wielokrotnie głupotę ludzi w tej walce uczestniczących, a już nade wszystko biurokratów którzy nie powąchali frontowego prochu, ale władni byli za krzywe spojrzenie żołnierza, zaszczuć go jak pospolitego kryminalistę.
Rosja i rosyjskie społeczeństwo w tamtych czasach różniło się od Niemiec faszystowskich jedynie kolorem sztandaru- ksenofobia, nietolerancja, umysły indoktrynowane przez jedną, przewodnią ideę, gdzie przyjaźń miała granicę równo z granicą myśli partyjnej. Autor wielokrotnie stawia takie porównania i czytelnik prędzej lub później się z nim zgadza. Jeno antysemityzm ukazany jest w „lżejszym” wydaniu niż ten Niemiecki, co i tak go nijak nie usprawiedliwia. Wstrząsające jest to, iż pomimo tego że każdy Rosjanin wiedział „kto jest wróg”, to jednak paradoksalnie większe zagrożenie mogło każdego spotkać z ręki „swojaka”. Samodzielne myślenie było zabronione, a denuncjacja i lizusostwo doprowadzone do skrajności, wręcz patologiczne. Słowo „przyjaciel” nie było warte funta kłaków, jeśli w grę wchodziło choćby minimalne polepszenie swojej sytuacji bytowej, lub przypodobanie się władzy w zamian za liche profity. Kłamstwa i pomówienia dyktowane zawiścią były chyba nawet jeszcze częstsze.
Bez wątpienia jedna z najważniejszych powieści XX wieku, odarta ze zbędnych ozdób, czasem smutna, wprawiająca w złość, brutalna, żywa, onieśmielająca detalami, prawdziwa.