„Dopiero kiedy człowiek przeżyje piekło, może docenić piękno nieba”.
„Lato…” skończyło się w momencie pt. ”halo, tak się nie robi”. Jednak rozwiązanie sprawy tajemniczego Luci wcale mnie nie zaskoczyło. Domyśliłam się tego w pierwszym tomie na początku. Nie mniej jednak nie czuję się z tego powodu rozczarowana. Akcja książki zaczyna się w momencie, kiedy Emely jest zła, że Elyas nie pisze, Luca nie pisze… Widocznie drogie dziewczę nie wie, że może też pierwsza napisać. Eh, to pewnie jest zbyt odkrywcze. W każdym razie nie irytowała mnie ona tak bardzo, choć pałać sympatią to do niej nie będę. Często „robiła z igły widły”, jednak dziewczyna czuła się zraniona. Było mi jej nawet szkoda.
Elyas. Mogę go wychwalać w niebogłosy, ale daruję wam tego. Postać jest cudowna, ale tutaj mocno schrzanił sytuację. Niby miał swój motyw, jednak trudno to usprawiedliwiać.
Pierwszy tom był raczej taką zabawną opowiastką miłosną. Natomiast drugi jest dojrzalszy, przepełniony walką i melancholią. Bohaterowie dostrzegają błędy, brakuje im pewności czy jest jakaś szansa, by je naprawić. „Zima…” jest bardziej emocjonalna. Nie oznacza to jednak, że nie jest zabawnie. Scena z pijaną Emely na imprezie halloweenowej wymiata. Płakałam ze śmiechu.
Historia Emely i Elyasa mnie zahipnotyzowała. Moje myśli obracały się wokół niej. Liczyłam godziny, minuty, sekundy, kiedy będę mogła wyłączyć laptopa, by usiąść z czytnikiem i czytać. Nie, nie czytać, pochłaniać. Tę ksią...