Pierwsze słowo jakie przychodzi mi na myśl po tej lekturze to rozmach. Joanna Łopusińska w swojej nowej powieści “Zero” sprawnie i niezwykle energicznie rozdaje karty, i nie przesadzę twierdząc, że są to w większości same asy. Co też tu się dzieje! Frapująca praca dyplomowa młodej dziewczyny stawia w alert połowę globu - od Brytanii, poprzez Szwajcarię, Arabię Saudyjską, Stany Zjednoczone, na Castel Gandolfo skończywszy!
Do zwycięstwa w grach karcianych potrzeba jednak nie tylko dobrej karty w ręce, ale także umiejętności kalkulacji szans, czytania strategii przeciwnika, oraz dobrego wykorzystania swojej pozycji - mam wrażenie, że autorka i tą lekcję odrobiła bardzo przyzwoicie. Co więcej - biorąc pod uwagę, że wiele tego rodzaju zabaw towarzyskich jest połączeniem gry matematycznej z psychologiczną - “Zero” jest niczym poker królewski. W tej historii mieści się również fizyka, socjologia i teologia. Impet, dynamika, energia - trzy elementy, które w połączeniu z odkrywczym podejściem do znanych formuł i pragnieniami jednych- by je zagarnąć, innych - by je unicestwić, tworzy szaleńczą, pełną werwy mieszankę.
Lektura “Zera” skojarzyła mi się z książkami Dana Browna, który nazywany jest często najinteligentniejszym współczesnym twórcą thrillerów, gdyż umiejętnie spaja teorie spiskowe z erudycją oraz talentem do konstruowania skomplikowanych intryg. Trzeba przyznać, że J.Łopusińska radzi sobie całkiem dobrze łącząc matematy...