Wiązałem z tą książką wielkie nadzieje, które nie do końca zostały spełnione. Spodziewałem się czegoś na miarę "Na zachodzie bez zmian" a dostałem bardzo solidne i dobrze napisane wspomnienia ubociarza - tylko i aż tyle.
W książce świetnie opisana jest wojenna codzienność. Historia Wernera zaczyna się w momencie opuszczenia przez niego murów akademii morskiej, autor ciekawie opisuje swój szlak bojowy, życie codzienne na łodziach podwodnych i związany z nim strach i znój, portowe "przygody" między morskimi patrolami, czy życie w okupowanej Francji i walczących Niemczech. Werner ma talent literacki, nie jest to suche sprawozdanie czy dziennik, a powieść wojenna pełną gębą.
Zabrakło mi w "trumnach" trochę autorefleksji, bo dopóki Niemcom podwodna wojna żarła, autor nie miał problemów z zatapianiem bezbronnych statków handlowych wraz z załogami, natomiast kiedy Alianci zaczęli wygrywać, przy okazji nalotami bombowymi przesuwając pole walki również do Niemiec i przestało być tak fajnie, Werner rzekomo nadal uparcie wierzył w końcowe zwycięstwo III Rzeszy i był gotowy oddać na nią życie, bo jak pisze: tak został wychowany i wyszkolony, ale nie do końca chce mi się w to wierzyć w niezachwianą niezłomność podwodnych rycerzy Hitlera, ale to już moje odczucia.
Co do faktów zawartych w książce, nie chcę i nie mogę polemizować z autorem, bo nie mam wystarczającej wiedzy na temat wojny podwodnej, warto pamiętać, że to wspomnienia, nie opracowanie naukowe i jeśli tak podejść do tematu to Herbert Werner napisał naprawdę świetną książkę.