Tam, w tajemniczej kasecie, jest ukryte czar-słowo, które za chwilę wyskoczy niespodziewanym obrazem.
Nareszcie: - lis! Ten sam, co na ilustracji przemyka czerwoną smugą pod liliowymi pniami sosen. Zdumienie, zachwyt, rozkosz. Trzy czarne znaki zmieniły się w prężne i ciekawe zwierzę, bohatera bajek i podstępów, lokatora podziemnych kryjówek.
Słuchając głosu Piotrusia, patrząc na jego zmrużone oczy, gdy podgląda oporne litery, i triumfalny blask źrenic, gdy oto złożyły się nagle w żywe stworzenie - widzę siebie w jego wieku u brzegu wielkiego stołu w jadalni, widzę swój palec wbity w stronicę książki, skąd patrzą na mnie również trzy znaki. Matka stoi nade mną i każdy z tych znaków nazywa po kolei: "gie"-"i"-"el". Łączac je razem mówię: - "Gieil". - Matka zżyma się, gniewa, jestem bliski płaczu. Zostaję w końcu sam - ze swoim "gieilem". Co to może być? Mam siedzieć, póki nie rozwiążę zagadki. [fragment]
Nareszcie: - lis! Ten sam, co na ilustracji przemyka czerwoną smugą pod liliowymi pniami sosen. Zdumienie, zachwyt, rozkosz. Trzy czarne znaki zmieniły się w prężne i ciekawe zwierzę, bohatera bajek i podstępów, lokatora podziemnych kryjówek.
Słuchając głosu Piotrusia, patrząc na jego zmrużone oczy, gdy podgląda oporne litery, i triumfalny blask źrenic, gdy oto złożyły się nagle w żywe stworzenie - widzę siebie w jego wieku u brzegu wielkiego stołu w jadalni, widzę swój palec wbity w stronicę książki, skąd patrzą na mnie również trzy znaki. Matka stoi nade mną i każdy z tych znaków nazywa po kolei: "gie"-"i"-"el". Łączac je razem mówię: - "Gieil". - Matka zżyma się, gniewa, jestem bliski płaczu. Zostaję w końcu sam - ze swoim "gieilem". Co to może być? Mam siedzieć, póki nie rozwiążę zagadki. [fragment]