Aleksandra Rumin już zdążyła mnie przyzwyczaić do tego, że w jej powieściach jest i coś z kryminału i coś z komedii, a przy okazji, że będzie opisywać dobrze znane mi miejsce w Warszawie. Tak też było i w tym przypadku.
Piotr Kasztelan po niezbyt pochlebnych przygodach, kiedy to przejechał całkiem nieumyślnie gwiazdę pop Florellę, powraca do swych korzeni i decyduje się pracować w lokalnej gazecie, tj. “Bielańczyku”. szef jest z niego zadowolony, a i on nie może narzekać na nudę. Bo przecież na Bielanach ciągle wybuchają nowe afery i sensacje! Wszystko się zmienia, kiedy to na drodze dziennikarza staje znienawidzony właściciel wydawnictwa Złota Rybka, Dagmar Homoncik. Z tylko znanych sobie powodów Piotr morduje wroga, spychając go z mostku nad Potokiem Bielańskim. Nie ma świadków tego makabrycznego zdarzenia, bowiem wszyscy zaszyli się w domowych pieleszach, aby dopingować ulubioną drużynę piłkarską, która tym razem zmierzy się z Somalią. Wydaje się, że wszystko ujdzie Piotrowi na sucho, kiedy ten znajduje na wycieraczce kopertę z tajemniczym listem. Na kartce ktoś napisał tylko trzy słowa i przecinek, ale dziennikarzowi nie dadzą spać…
To jest właśnie dobra komedia kryminalna. Lekka historia, zabawni bohaterowie i przy okazji ukazanie ich zachowań w krzywym zwierciadle oraz ciekawa sprawa kryminalna - to wszystko sprawia, że tę powieść się wręcz pochłania. I chociaż prawie od początku sądziłam, że wiem o co tu chodzi, bo przecież wszystko autorka uka...