O żesz, borze zielony. Chyba nie czytałam jeszcze tak przesyconej szowinizmem książki.
"Kobieta stworzona by ją gwał... kochać"? Jest!
"Dziewczyna brzydka, która przez swą brzydotę wstydzi się nagości (bo gdyby była piękna nie wstydziłaby się)"? Jest, rzecz jasna.
"Utemperowanie niezależnej kobiety przez silnego męża"? Jest!
Kiedy byłam dzieckiem, kochałam Xanth. Jednak teraz, gdy widzę takie kwiaty, mam ochotę walić głową w ścianę. "Zaklęcie dla Cameleon" jest jednocześnie niezwykle infantylne. Być może dla młodszego czytelnika, ale wspomniane kwiaty sprawiają, że nie dałabym tej książki dziecku.