Problematyczne jest ocenić "Zaginiony Świat" po królowej biopunku jaką jest "Jurassic Park". Na pewno nie jest to już technothriller, ma zdecydowanie mniej napięcia i tajemnicy, chociaż przygody bohaterów czyta się z zapartym tchem. Osobiście uwielbiam naukowe rozważania i wywody, szczególnie w wykonaniu Malcolma, aczkolwiek rozumiem, że ktoś oczekiwał więcej uciekania przed dinozaurami. Tym razem autor skupił się na temacie ewolucji oraz pod koniec szczególnie nad kwestiami rozwoju (tu głównie była mowa o globalizacji i zanikaniu różnic). Bohaterowie jak ostatnio wywołują w czytelniku masę emocji, niekiedy sprzecznych, aczkolwiek do samego końca miałam lekki problem by spamiętać, który to Levine a który Thorne. Czyli jednak ciut ich za dużo. Nie zabrakło oczywiście nawiązań do JP, w tym do InGenu. Osobiście żałuję, że nie eksplorowali więcej ich starej, opuszczonej bazy, ale z drugiej strony byli na wyspie zaledwie chwilę, jakby na to nie patrzeć i faktycznie mogli nie mieć na to czasu (ani głowy).
No cóż, tak, jest gorsza niż poprzednia, ale nadal bardzo dobra.