"Pisać każdy może", mruczę sobie pod nosem sparafrazowaną wersję innej znanej piosenki rozsławionej przez Jerzego Stuhra. Robię tak zawsze kiedy przychodzi mi czytać książkę autorki, której nie znam, czyli takiej, której nie czytałam jeszcze żadnej pozycji, nawet jak już ich ileś tam napisała. Robię tak, ponieważ to, co zalewa nasz czytelniczy rynek ostatnio, ma naprawdę bardzo zróżnicowaną jakość i w zasadzie jest tak jak z pudełkiem czekoladek Forresta Gumpa, nigdy nie wiesz, na co trafisz. A reklamom i opisom, niestety też, wierzę w bardzo ograniczonym zakresie.
Tym razem na szczęście trafiłam całkiem niezłą "czekoladkę". Wprawdzie poznając kolejne postacie tego dramatu, miałam trochę wrażenie, jakbym znalazła się na planie filmu "Gotowe na wszystko",(kto jeszcze pamięta ten serial?), gdzie wszyscy się znają, niektórzy nawet z lat szkolnych i gdzie dzieją się jakieś dziwne przeplatanki żon z mężami i odwrotnie, tak że czasami nawet nie wiadomo, czyje jest dziecko, ale czytało się całkiem nieźle.
Autorka potrafiła utrzymać moje zaciekawienie i napięcie na właściwym poziomie. Cały czas byłam bardzo ciekawa, kto właściwie stoi za tymi wszystkimi dziwnymi wydarzeniami. Co tak naprawdę się stało. W końcu się dowiedziałam i tu ogromny plus dla Mary, bo zaskoczyła mnie całkowicie. A mnie nie łatwo jest zaskoczyć. Pierwsze zdarzenie okazało się kamyczkiem, który spowodował lawinę i unieszczęśliwił, a nawet zniszczył życie wielu ludzi.
Tak więc jeste...