Widzę na okładce GRZECZNEJ DZIEWCZYNKI słowa, które w ostateczności mnie przekonują do kupna książki, a mianowicie: „jeszcze lepsza od światowej sławy bestseller „Zaginiona dziewczyna”. Żywię nadzieję, że po takiej obietnicy, lektura musi być ciekawa i wciągająca…
Nie pojmuję jak można tak rzucać puste słowa bez jakiegokolwiek pokrycia!
A taka reklama jak na okładce tej powieści, jest obrazą dla pani Gillian Flynn.
GRZECZNA DZIEWCZYNKA nie jest ani zaskoczeniem dla mnie ani lekturą wysokich lotów. Od pierwszych stron można się domyślić zakończenia.Proza autorki natomiast jest lekka, przez co łatwo przebrnąć do kolejnych wydarzeń.
Narratorem historii jest porywacz Colin (Owen), matka porwanej Mii - Eve, policjant Gabe.
Trójka ludzi, od siebie tak różnych. Poznamy ich punkt widzenia, przeszłość oraz ukryte pragnienia. Pisarka bawi się chronologią.
Po czasie będziemy mieć dość czytania o ciężkim dzieciństwie Colina, (nawet nie możesz mu współczuć, bo sam bohater tego nie chce), lamentów wiecznie nieszczęśliwej Eve i Gabe’a, który na siłę chce przypiąć sobie oznakę „stróża prawa”.
Nie polubiłam żadnego charakteru. Gardziłam również Mią, która niczym rozkapryszona księżniczka miała klapki na oczach i dopiero wraz z poznaniem Owena uczy się pokory i życia.
Tę historię mogę śmiało porównać do Pięknej i Bestii.
Ona młoda i piękna, wywodząca się z zamożnej rodziny. On, brutalny, cyniczny, można powiedzieć, że życie go nie rozpies...