Mimo iż w bibliotece ta pozycja od dawna kusiła z półki, to nie mogłam się na nią łatwo zdecydować. I nie chodzi tu o kolejną trudną treść na temat obozowej rzeczywistości, ale jeszcze spojrzenie Autorki na wszystko przez pryzmat wiary. Mogę sobie wyobrazić, że wiara w opiekę Najwyższego pomagała przetrwać wielu ten nieludzki czas, jednak podczas czytania drażni ów motyw kierujący opowieścią pani Zofii. Dlatego mam z jej treścią ogromny problem. Z jednej strony jest to świadectwo dość szczegółowo opisywanych wydarzeń, z drugiej poddawanie człowieka uwięzionego i dręczonego ocenie religijnej.
Zofia Kossak-Szczucka wydobywa różnice przeżyć ludzi różnych narodowości, osób wierzących i pozbawionych wiary. I nie mogę się pozbyć wrażenia celowego podkreślenia, iż katolików ocaliła wiara, a tych co pochłonęły obozy, to byli ci bez opoki. Ja uchwyciłam jasno ten wydźwięk, który znów dzieli ludzi na kategorie. To daje pod rozwagę pewną kwestię tamtej rzeczywistości. Bo biorąc pod uwagę podział jaki stosowali Niemcy już podczas wstępnej segregacji przybyłych do obozu, trzeba zastanowić się jeszcze nad tymi podziałami, które stwarzali sami więźniowie między sobą.
Odmienne spojrzenie, ale dla stworzenia sobie pełniejszego obrazu tamtego świata równie ważne i warto się z nim skonfrontować.