Co przynosi drugi tom wierszy Patrycji Sikory? Przede wszystkim fragmenty przypominające kilkusekundowe filmy – formę pozornie niezobowiązującą, a przecież panującą niepodzielnie w nowym porządku komunikacji społecznościowych (oficjalnie) mediów – narzucające zrazu kontekst audialny, wizualny, symboliczny; nakazujące wiele się domyślać i w myślach obracać słowa niby to wyrwane z kontekstu, ale przecież od początku zamierzone jako ów fragment i być może w kontekst, dopiero w sytuacji lektury, obrastające. Poetka nader sprawnie mapuje ten stan rzeczy, lecz nie relacjonuje go. Korzysta. Tyrania fragmentu okazuje się dobrą okazją do odświeżenia spojrzeń na rodzaje zdarzeń, których ontologiczny status należy do wątpliwych: to może być równie dobrze projekcja, strzępek snu, powidok natrętnej reklamy, sytuacja spięta w pamięci z poczuciem zakochania – „tak działa w tobie wiersz”, który poetce udaje się nieraz napisać, a wątpliwości przekazać dalej. Że są to teksty miłosne, lesbijskie, dziewczyńskie, zbuntowane, ale i zdystansowane do wielu smutnych „polsk” i jej generatorów dystansu – tym ciekawiej.