Prosta obyczajówka z dwuznacznym zakończeniem. Utalentowane dziecko pod kątem malarstwa ma w domu istny sajgon. Matka psychotyczka, siostra zazdrośnica, ojciec podburzony wybrykami domowników. Trudno polubić postaci, kiedy wkurzają się o najdrobniejsze błahostki, bo to pokój nie posprzątany, a to farba wylana na dywan, a to nauczyciel od plastyki wtrąca się w rodzinne gniazdo. Język stylizowany, jakby pisało dorastające dziecko, co ma swoje uzasadnienie w narracji. Ogólnie historia pisana z dwóch perspektyw: utalentowanego dziecka (przypomina mi wrażliwość Milana Kundery z ,,Życie jest gdzie indziej''), a matką, która, dosłownie, ma negatywny wpływ na otoczenie. Niezadowolenie miesza się z ponadprzeciętnym talentem, kruchość z tyranią, a ojcowska miłość konkuruje z matczynym wybuchem złości. Dosyć proste, jak na czeską literaturą, gdzieniegdzie ułomna psychologicznie, bez drugiego dna wspomnianego Kundery, ale jest coś, co w czeskiej prozie zawsze doceniałem - nie robienia niczego na siłę. Jak pisać to własnym piórem, nie przejmować się, co powiedzą inni. Nie będzie to ulubiony utwór naszych sąsiadów, bo w Czechach powstawały o wiele lepsze książki, ale z braku laku można zajrzeć. Naciągane siedem.