Czasami idylla jest jednocześnie piekłem. Tak jak wioska Unterleuten położona gdzieś w Brandenburgii. Gdy pewna firma inwestycyjna chce w jej okolicach postawić farmę wiatrową, spory, na nowo wybuchają dawne spory. Nie chodzi tylko o sprzeciw nowych mieszkańców, którzy przenieśli się do wioski z Berlina i z wielkomiejską arogancją oraz zadufaniem popełniają gafę za gafą, lecz również o nieustannie tlący się konflikt między wygranymi a przegranymi okresu transformacji ustrojowej. Nic dziwnego, że w wiosce wkrótce rozpętuje się piekło.
Juli Zeh napisała świetną powieść społeczną o ważnych pytaniach naszych czasów, którą czyta się jak thriller. Czy w XXI wieku istnieje jeszcze moralność poza interesem własnym? W co wierzymy? I jak to jest, że wszyscy zawsze chcą jak najlepiej, a ostatecznie jednak dzieją się straszne rzeczy?
Witajcie w Unterleuten!
Wystarczy jeden rzut oka na brandenburską wioskę, by dać się oczarować staromodnymi nazwami sąsiednich miejscowości, dziwacznymi oryginałami, którzy zasiedlili ją po transformacji, nieskażoną przyrodą z rzadkimi gatunkami ptaków. Ale za fasadami małych domków wybuchają stare konflikty. A chociaż nikt nie chce uczynić ni złego, wydarza się najgorsze.