Tęskniliście? Też tęskniłem. Wracamy do omawiania kolejnych dzieł. Powróciłem do pierwszych zeszytów z Wilqem (gdyż nie miałem okazji czytać) - superbohatera z Opola. Wulgarny heros z krzywym nosem ma żółwia o imieniu Maciuś. Kumpluje się z antybohaterem i z jakimś menem, który wali niezrozumiałymi żartami. W nocy ściga przestępców, za dnia pracuje w agencji reklamowej. Popkulturowa zabawa dla osób, którym nie przeszkadza mocne słownictwo (dużo przeklinają), nie gardzą gwarą opolską, śmieją się z niepoprawnych żarcików (m.in. o dewastacji polityków z ambitnymi planami). Przede wszystkim zgrywa z patetycznych komiksów amerykańskich - Wilq jest przeciwieństwem mitycznego bohatera. Pije wódę, potrafi ukraść ciasto truskawkowe z wesela, a kumplów ma za buców. Niezachwiana klasyka mainstremowego komiksu, który podbił listę sprzedaży. Tutaj zebrane w formie krótkich epizodów, które z czasem będą pełnometrażowe. Część żartów raczej się zdewaluowała. Część jest po prostu chamska i bluźniercza językowo. Lecz znalazły się, doprawdy, zabawne momenty, jak przeciwnik Wilq-a - ponoć zachorował, więc odwołał walkę na kolejny rok (świetna kpina z antagonistów). Poza tym, jak nie docenić pomysły, że żółwik Maciuś ma szotgana, dachówki przemawiają ludzkim głosem, a gwiazda filmowa robi za statystę. Jest zabawnie, jest wulgarnie, jest odważnie. Kultowa pozycja z mankamentami, która z odcinka na odcinek powinna nabrać rozpędu.