„Żałuię czasu mey młodości:
— Barziey niż inny iam weń szalał! —
Aż do mych lat podeszłych mdłości
Iam pożegnanie z nią oddalał;
Odeszła; ba, ni to piechotą,
Ni konno; pomkła iako zaiąc;
Tak nagle uleciała oto,
Nic w darze mi nie ostawiaiąc.
Odeszła, a ia tu ostałem,
Ubogi w rozum y nauki;
Smutny, zmurszały duchem, ciałem,
Próżen rzemiosła, mienia, sztuki”.
I tak wszyscy umrzemy.
François Villon życie miał pełne przygód, delikatnie mówiąc. Jego rozrywkowy charakter i skłonność do awantur prawie zaprowadziły go na szubienicę – wyrok śmierci zamieniono ostatecznie na wygnanie z Paryża. Francja w czasach Villona to kraj w rozpadzie, nękany wszelakimi plagami. Łatwo było wtedy wpaść w złe towarzystwo i tak właśnie skończył on sam, jako poeta-przestępca. Jego dzieło to właściwie testament kończącej się epoki.
Żal za straconymi latami musi być uczuciem paskudnym, więc żyjmy tak, aby u kresu własnej drogi nie mieć sobie wiele do zarzucenia – tak właśnie nastroił mnie „Wielki Testament”.