Przeczytane
Nobliści
Autor: Faulkner
Dość dziwna jak na Faulknera powieść, która od początku budziła mój odruchowy sprzeciw.
W większej części stanowi pochwałę polowania. Oczywiście, polowania nie byle jakiego. Grupa mężczyzn co roku wybiera się na wielkie polowanie do Wielkiego Lasu. Jest wśród nich ten, kto ową wyprawą kieruje, są jego kompani, jest niezawodny indiańsko-murzyński przewodnik, jest głupek i niedojda, jest i chłopiec, który terminuje – wszystko, żeby pokazać, jak to w idealnym męskim stadzie każdy znajdzie swoje miejsce, odegra swoją rolę i zdobędzie swoją chwałę. Chłopiec, który jest głównym bohaterem, długo będzie się musiał uczyć, nie tylko myśliwskiego fachu, ale także Lasu. I nie tylko jego ścieżek i tajemnic, ale także szacunku i pokory, a może nawet miłości. Podziw i szacunek dotyczy także zwierząt, oczywiście nie jakichś tam wiewiórek czy szopów, ale tych większych: jeleni i niedźwiedzi, zwłaszcza takich, które od lat krążą w zasięgu myśliwych, ale dzięki sprytowi potrafią się wymknąć ich strzałom. Przynajmniej do czasu.
Opisy podchodzenia tych sztuk są dramaturgicznie doskonałe, ale moja antymyśliwska dusza aż się na nie skręcała. Być może chciał autor pokazać wytrwałość i dzielność swoich bohaterów, ale wyszła z tego chorobliwa zawziętość. A do tego jeszcze cała ta metafizyczna hochsztaplerka o łączności ze zwierzęciem, które zabijasz, o jego swego rodzaju unieśmiertelnianiu. Myślę, że nieśmiertelne wiewiórki, zające czy łanie wolałyby jednak bardziej prozaiczną e...